niedziela, 25 listopada 2018

John Lennon – „… i niech tak już zostanie” artykuł ze „Świata Młodych” 1980/1981?

Wkrótce minie 38 lat od dnia, w którym został zamordowany John Lennon. To oczywiście lider zespołu The Beatles, kompozytor, wokalista, gitarzysta, a także performer, biznesmen, polityk oraz  jedna z ikon pop kultury XX w. Lennon został ciężko ranny w dniu 8 XII 1980 r. ok. godz. 22.50 po strzałach z pistoletu w bramie kamienicy Dakota w Nowym Jorku, gdzie mieszkał. Po przewiezieniu do szpitala zmarł. Budynek kamienicy Dakota pochodzi z lat 80. XIX w. i do chwili obecnej znajduje się w centrum Nowego Jorku. W jego wnętrzach toczyła się m.in. akcja filmu Romana Polańskiego „Dziecko Rosemary”.

Jego zabójcą był Mark David Chapmann (ur. 10 V 1955 r.), syn zawodowego wojskowego z Teksasu. Był on ogarnięty obsesją na punkcie Lennona, stąd poślubił Japonkę, aby żyć tak jak jego idol. Gdy jednak dowiedział się, o powrocie Lennona do czynnej działalności artystycznej, a także uzmysłowił sobie jak bogatym był człowiekiem, nagle poczuł do niego ogromną nienawiść. Głosy w głowie skłoniły go do podjęcia planu zabicia swego dotychczasowego idola. Jednak zanim Chapmann to zrobił, to ok. godz. 16.00 po południu w bramie Dakoty uzyskał od niego autograf na jego najnowszej wówczas płycie - „Double Fantasy”.

Ideowym wzorem dla Marka Chapmana był Holden Caulfield, fikcyjna postać literacka, będąca głównym bohaterem powieści „Buszujący w zbożu” amerykańskiego pisarza Jerome Davida Salingera (zm. 2010 r.). Był to nastoletni buntownik szwendający się bez celu po Nowym Jorku. O zabójstwie Lennona opowiada m.in. amerykański film "Chapter 27" (Rozdział 27) w reż. Jarretta Schaeffera z 2007 r.

W połowie lat 70. XX w. Lennon wycofał się z czynnego życia artystycznego. Po ponownym zejściu się z Yoko Ono nagrał z nią album „Double Fantasy” wydany w Stanach Zjednoczonych 17 X 1980 r. Promował go singiel „(Just Like) Starting Over”. Na albumie tym znalazły się utwory skomponowane przez Lennona (bardziej melodyjne i piosenkowe) i bardziej awangardowe (skomponowane przez Yoko). Wydała go mała i nieznana wówczas wytwórnia Geffen, która dzięki zawartemu z Lennonem na krótko przed jego śmiercią kontraktowi, bardzo się  wzbogaciła.

Załączony wycinek ze „Świata Młodych” z 1980 r. (może to być też początek 1981 r.) bezpośrednio nawiązuje do morderstwa Jona Lennona i przypomina jego dorobek artystyczny. Widać, że ówczesna polska prasa nie miała dostępu do najnowszych materiałów dotyczących Lennona, w tym do ilustracji. Nie ma tutaj bowiem ani jednego zdjęcia pokazującego wygląd Lennona w 1980 r., a przecież zachodnie media miały na fotografiach liczne wizerunki dojrzałego Lennona, a nawet moment, jak Chapmann podpisuje mu egzemplarz płyty „Double Fantasy” w dniu zabójstwa.

niedziela, 18 listopada 2018

Budgie – wspomnienie trasy koncertowej w Polsce latem 1982 r. w magazynie "Panorama", 1982/1983?

 

Pierwszy nagrania walijskiego tria Budgie („Papużka”) w Polskim Radio przedstawił Piotr Kaczkowski na początku lat 70. XX w. Jak wspomina: „Płytę Budgie kupiłem, bo zafascynowała mnie okładka. W ten sposób średnio popularny na wyspach zespół wszedł u nas do rockowego kanonu, obok Led Zeppelin czy Black Sabbath”. Kaczkowski miał tutaj na myśli dokładnie to, że w tamtym czasie Budgie uważano w Wielkiej Brytanii jedynie za jedną z grup naśladujących wspomniane powyżej zespoły.

I choć muzyka grupy, zwłaszcza na dwóch pierwszych płytach, wykazywała pewne podobieństwo do obu tych grup, także oparta była na ciężkim rocku, to jednak od początku miała w sobie też wiele oryginalności (o tym dalej). Najpełniej uzewnętrzniła się ona na trzecim albumie pt. „Never Turn Your Back On A Friend” z 1973 r. Obecnie uważa się go za najlepszą płytę w dorobku zespołu, a samo Budgie za jednego z klasyków hard rocka. Znalazły się na niej kanoniczne dzisiaj utwory: „Breadfan” i „Parents” a także rewelacyjna przeróbka pierwotnego bluesa „Baby Please Don’t Go” najbardziej znanego z wersji wykonywanej w latach 60. przez Van Morrisona i grupę Them.

Jak już wspomniałem oryginalność zespołu z okresu debiutu nie tyle polegała na samym fakcie łączenia fragmentów elektrycznych z akustycznymi i balladowych z hard rockowymi, bo to robili także Led Zeppelin i Black Sabbath, ale na tym, że Budgie robiło to w nieco inny sposób niż oba te zespoły. Największy wpływ na to miało na pewno pochodzenie grupy z odległej – z punktu widzenia Londynu – Walii. Była to z tamtej perspektywy, kraina obca narodowo (Walijczycy to nie Anglicy ani też Szkoci) i społecznie (był to głównie rejon osad robotniczych, których ludność pracowała w miejscowych kopalniach węgla i hutach żelaza).

Pod pewnymi względami Walia przypomina inne okręgi przemysłowe w Europie, a w Polsce rejon ówczesnego woj. katowickiego, a sami Walijczycy - Górnoślązaków. Świadomość odmiennej tożsamości, pewnej izolacji od centrów kulturowych, a także poczucie pewnego odrzucenia na pewno miały wpływ na mentalność i wrażliwość członków zespołu Budgie, a to przełożyło się na ich muzykę. W ten sposób stała się ona bliska także innych ludziom odczuwającym podobnie otaczającą rzeczywistość. W chwili, gdy zespół odszedł od tych pierwotnych inspiracji stracił oryginalność, upodobnił się do innych grup hard rockowych i wreszcie na przełomie lat 70. i 80. skomercjalizował się, co doprowadziło go do ostatecznego upadku.

Prezentowany tutaj materiał prasowy o koncertach Budgie w Polsce w 1982 r. opublikowano w tymże roku w wydawanym w ówczesnym woj. śląskim tygodniku „Panorama” w rubryce muzycznej pt.” „Z przebojem przez lato”. Przygotował go popularny wówczas dziennikarz muzyczny Zygmunt Kiszakiewicz. Przytaczam tutaj całość tego materiału, więc nie będę go szerzej opisywał.

Po upływie wielu lat, na pytanie jak wspomina trasę koncertową w Polsce z lata 1982 r. jej basista a zarazem lider Burke Shelley odpowiedział: „To była najwspanialsza trasa, jaką kiedykolwiek zagrałem w całym życiu”.
W tym czasie zespół występował w składzie: Burke Shelley (śpiew, gitara basowa), John Thomas (gitara, śpiew) i Steve Wiliams (perkusja). Zespół zagrał wówczas 17 koncertów w czternaście dni. W repertuarze miał głównie utwory najnowszego wówczas albumu „Deliver Us From Evil” (1982 r.). W związku z tym, że polska publiczność domagała się starych utworów grupy, to niektóre z nich zostały awaryjnie włączone do repertuaru koncertowego w Polsce. Jednak nie wszystkie, gdyż nowsi członkowie zespołu nie znali tych utworów i nie byli w stanie ich odtworzyć podczas koncertów.

Czas ówczesnych koncertów w Polsce przypadł na okres, kiedy kariera Budgie znalazła się na skraju ostatecznego załamania. Było to skutkiem osłabienia formy zespołu i wydania przez niego kilku niezbyt udanych płyt studyjnych na przełomie lat 70. i 80. Szczególnie zła sprzedaż wspomnianego już albumu „Deliver Us From Evil” jeszcze pogłębiła kryzys zespołu. Na tej płycie grupa ostatecznie odeszła od swoich hard rockowych korzeni w kierunku popu, co zniechęciło do niej dawnych fanów, a nie przysporzyło jej nowych. Wkrótce później zespół uległ rozwiązaniu.

Na marginesie tego warto podkreślić, że wiele z przyjeżdżających do PRL na początku lat 80. wykonawców zachodnich znajdowało się w poważnym kryzysie artystycznym – podobnie było także z grupą UFO. Przypuszczalnie koncerty w biednej i izolowanej Polsce stanu wojennego były jednym ze sposobów reklamy dla tych zespołów, a dla władz komunistycznych w Polsce tanim sposobem pozyskania popularnych wśród młodych wykonawców świata zachodniego, a tym samym rozładowania frustracji młodzieży.

Pełną dyskografię zespołu Budgie po raz pierwszy w Polsce zaprezentowano dopiero w audycji „Katalog Nagrań” (II-IV 1985 r.) przygotowywanej przez Grzegorza Wasowskiego a nadawanej w Programie Trzecim Polskiego Radia. W późniejszych latach utwory Budgie często też prezentował m.in. Tomasz Beksiński.

Także dla mnie prezentacja w „Katalogu” była tą, która pozwoliła mi na pełne poznanie twórczości zespołu Budgie. Wcześniej słyszałem w całości tylko album „Never Turn Your Back on a Friend” (1973) oraz pojedyncze utwory z dwóch pierwszy płyt. Także obecnie pierwsze pięć płyt zespołu Budgie jest mi szczególnie bliskie, bo odpowiada mojej wrażliwości muzycznej.

W polskiej prasie muzycznej dorobek zespołu Budgie po raz pierwszy najpełniej zaprezentowano w miesięczniku "Tylko Rock" nr 10 z 1996 r., a po raz drugi w jego bliźniaczej kontynuacji "Teraz Rock" nr 2 z 2004 r. W tym drugim wypadku, obok prezentacji całej historii zespołu i omówienia jego płyt, zamieszczono także rzadkie zdjęcie z 1982 r. przedstawiające członków Budgie z późniejszymi bardzo znanymi dziennikarzami muzycznymi: Wiesławem Weissem i Romanem Rogowieckim.

Pierwotnie wydawcami płyt zespołu Budgie  (oczywiście winylowych) były wielkie koncerny fonograficzne: MCA, A&M i RCA. Na początku lat 90. dyskografię tej grupy wznowiła na płytach kompaktowych wytwórnia Repertoire Records. W późniejszym okresie płyty zespołu wydawał m.in. Metal Mind Records i różne małe wytwórnie. Obecnie w sprzedaży dostępne są tylko wydania Budgie małych wytwórni, dość rzadkie a przez to drogie.

wtorek, 13 listopada 2018

Tangerine Dream - "Poland" (1984) / Marillion - "Script for a Jester's Tear" (1983) - recenzje w magazynie "Razem" z 1984-1985?

Tangerine Dream - "Poland" (1984)

Dzisiaj w kolekcji wycinków z prasy nie muzycznej PRL przedstawię dwie recenzje dwóch wydawnictw płytowych: podwójnego albumu koncertowego "Poland" (1984) niemieckiego zespołu Tangerine Dream i album "Script For A Jester's Ters" (1983) zespołu Marillion, wschodzącej gwiazdy neoprogresywnego rocka. Obie recenzje pochodzą z epoki i obie przygotował Karol Majewski, ówczesny dyżurny recenzent muzyczny magazynu "Razem".

Album "Poland" nagrany został 10 XII 1983 r. podczas koncertu zespołu Tangerine Dream w Polsce w warszawskiej sali Torwar. Zarejestrowane wówczas nagrania wydała mała wytwórnia Jive Electro w listopadzie 1984 r. na podwójnym albumie nazwanym "Poland (The Warsaw Concert)". Koncert i pierwsza płytę tego podwójnego wydawnictwa otwierała zapowiedź znanego polskiego prezentera radiowego i propagatora muzyki elektronicznej - Jerzego Kordowicza. Jednak faktycznie nie zapowiadał on tego koncertu na żywo, a jedynie z taśmy, bo w tym czasie był na zagranicznej delegacji. W sumie na albumie tym znalazły się tylko cztery długie instrumentalne kompozycje przy dwie z nich nawiązywały tytułami do naszego kraju i jego znanych miejsc historycznych ("Poland" i "Barbakane").

Napisana przez Majewskiego w epoce recenzja albumu "Poland" była dość chłodna. W jego ocenie album ten był zaledwie dobry i to tylko dlatego, że podrasowano go w studio nagraniowym, bo sam Majewski pamiętał te nagrania na żywo jako niezbyt porywające. Na początku swej recenzji jednoznacznie zresztą stwierdził, że najlepsze lata ten zespół miał już wówczas za sobą, a także że ostatnimi czasy znacznie ciekawsze płyty nagrywał jego lider Edgar Froese niż jego macierzysta formacja w komplecie.

W sumie trudno się nie zgodzić się z tą opinią, zwłaszcza z perspektywy tych dziesiątek przeciętnych płyt jakie grupa wydała w ciągu ostatnich 25 lat swej działalności. Ja uważam, że swe najlepsze albumy nagrała pomiędzy 1973 a 1979 rokiem, a za ich szczytowe osiągnięcie uznaję płytę "Stratosfear" (1977) z nieodżałowanym Peterem Baumannem w składzie.

Obecnie podwójny koncert "Poland" wydany uważany jest wśród fanów i recenzentów za jeden z klasycznych albumów Tangerine Dream. Dowodem tego są oceny na fachowych portach z recenzjami płyt. Profesjonalny portal allmusic.com wycenił go na 4 gwiazdki (recenzenci i fani), fanowski portal rateyourmusic.com wycenił go na 3,87, a portal sputnikmusic.com na 3,8. Oceny te świadczą o bardzo wysokim uznaniu tego albumu przez fanów i recenzentów.

Album "Poland" był jednym z nielicznych w latach 80., który wydano w PRL prawie w tym samym czasie co na Zachodzie Europy. W Polsce wydała go wytwórnia Tonnpress już w listopadzie 1984 r. Jeszcze wcześniej, bo już w trakcie samych koncertów w Polsce Jerzy Kordowicz przedstawił relację z ich przebiegu w swej audycji "Studio Nagrań" w dniu 7 XI 1983 r. Następnie przedstawił znaczne fragmenty tego koncertu w dwóch audycjach "Studia Nagrań" w dniach 29 II i 7 III 1984, wreszcie przedstawił pełny koncert z płyty "Poland" w dwóch audycjach "Studio Nagrań": 17 i 24 X 1984 r. oraz 31 X i 7 XI 1984 r.

Koncerty zespołu Tangerine Dream w naszym kraju w grudniu 1983 r. były wielkim wydarzeniem kulturalnym w Polsce przygnębionej beznadzieją stanu wojennego. Było to wielkie przeżycie także dla mnie, choć śledziłem ten koncert jedynie poprzez relację radiową.

***

Marillion - "Script for a Jester's Tear" (1983)

Album ten ukazał się na Zachodzie 14 III 1983 r. Było to dzieło brytyjskiego zespołu Marillion. W świecie plastikowej muzyki pop początku lat 80. album ten od razu okrzyknięto wybitnym. Jego muzyczne przesłanie nawiązywało bezpośrednio do wyklinanego w ostatnich latach progresywnego rocka, stąd zespół Marillion od początku uznano za jednego z głównych przedstawicieli filozofii neoprogresywnego rocka. Odtąd komponowanie i granie skomplikowanych formalnie najczęściej dłuższych utworów oraz wykonawcza wirtuozeria znowu stały się modne, choć już nie tak powszechne jak niegdyś.

Jako pierwszy debiutancki album Marillion w swej audycji "Mini-Max" zaprezentował 6 X 1983 r. Piotr Kaczkowski. ale osobą, która w największym stopniu przyczyniła się do popularyzacji tej grupy w Polsce był młody wówczas dziennikarz muzyczny Tomasz Beksiński. Pamiętam jak dziś dzień jak w jednej z prowadzonych przez niego audycji powiedział zmyśloną przez siebie anegdotę o następującej treści.

"Pewnego razu kilku zdolnych początkujących muzyków, miłośników dawnego progresywnego rocka,  postanowiło posłuchać najnowszej wówczas płyty zespołu Genesis, czyli albumu "Abacab". Po jej przesłuchaniu muzycy ci byli załamani tym co usłyszeli, a więc brzmieniem zbliżonym do przeciętnej muzyki pop. Jeden z nich rzekł wówczas, chodźmy, założymy własny zespół, aby grać prawdziwą progresywną muzykę rockową, taką jaką grał zespół Genesis jeszcze zanim został opanowany przez Phila Collinsa i jego piosenkowy styl. Inny dodał, ratujmy to co najlepszego w tej muzyce - mając na myśli progresywnego rocka. Jak postanowili tak zrobili, dzięki czemu powstał zespół Marillion."

I choć opowiedziana historyjka była zmyślona, bardzo przypadła mi do gustu, bo oddawała także moje rozgoryczenie tym, co reprezentował sobą wówczas zespół Genesis i cały skomercjalizowany nurt rocka.

Także Karol Majewski w swej recenzji tej płyty z 1984 r. już na jej początku zadał retoryczne pytanie: "Czyżby narodziny nowego Genesis?" Jednak zaraz później przytomnie dodawał, że album ten jest dowodem naturalnego rozwoju brytyjskiej muzyki progresywnej. Wskazał przy tym na wyjątkowe zdolności adaptacyjne muzyków tej grupy, którzy tchnęli nowe życie w martwą z pozoru formułę klasycznego symfonicznego rocka wypracowaną w latach 70. Ale na końcu dodał jednak, że album ten nie zagrzał zbyt długo na listach przebojów (sprzedaży) na rynku brytyjskim zepchnięty szybko na dalsze pozycje przez miłośników prostszych odmian muzyki.

Obecnie album ten uważa się za jedną z najlepszych płyt rocka lat 80. a także za klasyczne dzieło w historii muzyki popularnej. Dowodem tego są wysokie oceny przyznane tej płycie na portalach muzycznych: allmusic.com (4,5 gwiazdki - krytycy i fani), rateyourmusic.com (3,80), sputnikmusic.com (4,2). Ja także bardzo lubię tę płytę i wysoko ją oceniam.

piątek, 9 listopada 2018

Frank Zappa – artykuł w magazynie „Razem” z 1983 lub 1984 r.?

Frank Zappa (1940-1993) to jedna z największych indywidualności w dziejach współczesnej muzyki popularnej i klasycznej. Przeważnie opisuje się go jako muzyka rockowego lub jazzowego, ale on sam uważał się głównie za kompozytora jedynie doraźnie parającego się grą na gitarze i śpiewaniem.

Jak żartobliwie podkreślał w wywiadach, ze swoimi umiejętnościami wokalnymi nie zostałby przyjęty do własnego zespołu. A trzeba powiedzieć że wymagania w stosunku do muzyków z którymi współpracował miał wyjątkowo duże. Jednak pomimo tego muzycy którzy z nim współpracowali, a ich lista jest imponująca, bardzo go lubili i szanowali. Po latach wielu z nich dosłownie wypowiadało się o Zappie jako o geniuszu muzycznym.

Był też tytanem pracy, a w zasadzie pracoholikiem. Wśród rockowej i jazzowej braci wyróżniał się tym, że nie brał narkotyków i przez całe życie pozostawał wierny jednej kobiecie z którą miał czwórkę dzieci. Odróżniał się też od innych kompozytorów muzyki klasycznej brakiem wyższości w stosunku do muzyków reprezentujących inne gatunki i style muzyczne. A był nie tylko biegłym kompozytorem, ale także znał zapis nutowy i sam opracowywał swe partytury.

To co wyróżnia Zappę spośród wielu innych muzyków, to wszechstronność, perfekcja kompozytorska i wykonawcza oraz specyficzne poczucie humoru. To ostanie uważał za tak ważne, że jedną ze swoich płyt koncertowych nazwał „Czy humor jest elementem muzyki?” („Does Humor Belong In Music?, 1986).

Dorobek płytowy Zappy jest tak ogromny, że mało komu udało się w pełni go zgłębić. W sumie za życia Zappa nagrał i wydał 62 płyty z muzyką w rożnych gatunkach (rock, jazz, jazz-rock, doo wop, klasyka) z różnymi zespołami lub pod własnym nazwiskiem. Cechą charakterystyczną wszystkich z nich były elementy komediowe i prześmiewcze, gdyż Zappa nie szczędził niczego i nikogo.

Do najważniejszych jego albumów rockowych należą:
„Freak Out!” (1966), „Absolutely Free” (1967), „We're Only in It for the Money” (1968), „Over-Nite Sensation” (1973), „Apostrophe” (1974), „One Size Fits All” (1975), „Zoot Allures” (1976), „Sheik Yerbouti” (1979), „You Are What You Is” (1981), „Ship Arriving Too Late To Save A Drowning Witch” (1982), „Broadway the Hard Way” (1988).

Jego kunszt gitarowy dawał się poznać na każdej płycie ale szczególnie intensywnie prezentowały go trzy wydawnictwa: „Shut Up 'N Play Yer Guitar” i „Shut Up 'N Play Yer Guitar Some More” (1981) oraz „Guitar” (1988).

Do jego najbardziej udanych albumów jazz-rockowych i jazzowych należą:
„Uncle Meat” (1969), „Hot Rats” (1969), „Burnt Weeny Sandwich” (1970), „Weasels Ripped My Flesh” (1970), „Waka/Jawaka” (1972), „The Grand Wazoo” (1972).

Niektóre z albumów Zappy trudno jest jednoznacznie sklasyfikować, bo zawierają mieszankę różnych stylów, np. album „Chunga's Revenge” (1970) obok fragmentów hard rockowych ma utwory jazzowe, a płyty „Studio Tan” (1978), „Sleep Dirt” (1979) i „Orchestral Favorites” (1979) są mieszaniną utworów rockowych, jazz-rockowych, eksperymentalnych i klasycznych.

Choć utwory koncertowe, najczęściej mocno przetworzone w studio, znajdują się na większości jego studyjnych albumów, to i tak kilka albumów zawiera muzykę głównie koncertową. W tej grupie wyróżniają się następujące wydawnictwa:
„Roxy & Elsewhere” (1974), „Zappa in New York” (1977), „The Best Band You Never Heard In Your Life” (1991), „Ahead of Their Time” (1993), a zwłaszcza seria sześciu albumów pt. „You Can't Do That on Stage Anymore” z lat 1988-1992.

Wyjątkowo udanym dziełem była trzypłytowa rock opera Jo’es Garage zarejestrowana na płytach: „Joe's Garage Act I” i „Joe's Garage Acts II & III” (1979) opowiadająca o państwie w którym muzyka była zakazana. W libretcie tej opery Zappa przeszedł samego siebie jeżeli chodzi o złośliwości i sprośności.

Jeżeli chodzi o kompozycje klasyczne Zappy, to występowały one już na niektórych wcześniej wymienionych płytach. Jednak pierwszym albumem w całości z muzyką skomponowaną przez niego jako kompozycją muzyki klasycznej był dwuczęściowy utwór „Lumpy Gravy” wydany na albumie pod tym samym tytułem w 1968 r. Innymi albumami o takim charakterze były m.in. „London Symphony Orchestra/Zappa Vol. I” (1983), „Boulez conducts Zappa: The Perfect Stranger” (1984) i najlepszy wśród nich „The Yellow Shark” (1993).

Wiele wartościowych płyt Zappy ukazało się już po jego śmierci. Nie licząc różnych koncertów, wyróżnia się wśród nich potrójny album „Läther” z 1996 r. Generalnie zawierał on nagrania już opublikowane pod koniec lat 70. na kilku innych płytach, ale teraz ukazywał on pierwotny zamysł Franka a także prezentował kilka nagrań w innych wersjach lub wcześniej nieznanych.

Od najdawniejszych czasów Frank Zappa jest jednym z moich muzycznych idoli, stąd zawsze interesowałem się jego biografią i muzyką. W czasach PRL nie było to łatwe, bo jego płyty były bardzo rzadko prezentowane w Polskim Radio, a posłuchanie jego muzyki z oryginalnych albumów i ich kupienie graniczyło z cudem. Równie trudno było poczytać jakieś teksty o Zappie. Mało kto go lubił i znał jego przepastną dyskografię, stąd niewielu było w stanie opisać jego twórczość.

Jednak dzięki uporowi i determinacji w miarę dobrze poznałem jego muzyczny dorobek. I choć jego twórczość mi odpowiada to jednak nie wszystkie jej aspekty są mi równie bliskie. Zawsze irytowały mnie zwłaszcza nachalne fragmenty mówione w środku obiecujących części instrumentalnych jego kompozycji i solówek.

Autorem tego bardzo trafnego artykułu o Franku Zappie jest Feliks Szczyglewski. Przytaczam go w całości w dołączonym skanie.

poniedziałek, 5 listopada 2018

Joe Jackson, Johnny Hallyday, Daryl Hall & John Oates, Millie Jackson, Framus 5, Aretha Franklin, Halina Frąckowiak – biogramy w magazynie „Razem” z 1980-1982?

Joe Jackson, wł. David Ian „Joe” Jackson (ur. 1954 r.) to brytyjski muzyk, piosenkarz i autor piosenek. Rozpoczął karierę w 1979 r. i do chwili obecnej nagrał 19 albumów studyjnych. Początkowo był utożsamiany z post punkiem, potem nagrywał płyty w stylu grał ska, jazz popowe, jazzowe, a nawet muzykę klasyczną. W Polsce niezbyt popularny i znany.

Johnny Hallyday, wł. Jean-Philippe Léo Smet (ur. 1943 r.) to taki francuski Elvis Presley, a więc nie tylko muzyk rock and rollowy ale także aktor. Na scenie działanie przerwanie od 1959 r., ale pierwszy album wydał rok później. Od tego czasu do chwili obecnej wydał niezliczoną ilość płyt i wystąpił na ponad 400 koncertach, ale w Polsce jest raczej mało znany. W PRL lansowany przez media jako alternatywa dla muzyki anglo-saskiej.

Hall & Oates, to dwaj amerykańscy muzycy: Daryl Hall (ur. 1946 r.) i John Oates (ur. 1948 r.) tworzący jeden najbardziej popularnych duetów w historii muzyki rozrywkowej. Grupa powstała w 1969 r. Pomiędzy 1972 a 2006 r. wydała 18 albumów studyjnych i wylansowała wiele przebojów. W jej dyskografii najwyżej oceniane są następujące albumy: „Abandoned Luncheonette” (1973), „Daryl Hall & John Oates” (1975), „Voices” (1980), „Private Eyes” (1981), „H2O” (1982). Na trzy ostatnie płyty przypadł szczyt ich popularności.

Millie Jackson (ur. 1944 r.) to amerykańska wokalistka śpiewająca w stylach: soul, disco i rhytm and blues. W latach 1972-2001 nagrała i wydała 27 albumów, z których aż sześć uzyskało sprzedaż na poziomie ponad 500 tys. sztuk. Najlepiej oceniane jest kilka jej albumów z lat 70.: „Millie Jackson” (1972), „Caught Up” (1974), „Still Caught Up” (1975), „Feelin’ Bitchy” (1977). Typowy przykład artysty bardzo znanego w USA i mało znanego, czy raczej popularnego w Polsce.

Framus 5, czy raczej Framus Five, to czechosłowacki zespół grający początkowo soul i R&B, potem rocka progresywnego. Powstał w Pradze w 1963 r. z inicjatywy Michala Prokopa (ur. 1946 r.), w późniejszym okresie także polityka. W latach 1968-2012 wydał osiem albumów studyjnych, z których te najważniejsze powstały w latach 70. i na początku lat 80. na których znalazł się repertuar w stylu progresywnego rocka. W Polsce praktycznie nieznany.

Aretha Franklin (ur. 1942 r.) to amerykańska piosenkarka nazywana „królową soulu”, ale nagrywała płyty także w innych stylach: pop, gospel i jazz. Karierę artystyczną rozpoczęła w 1956 r. i nieprzerwanie trwa ona do chwili obecnej. W altach 1956-2014 wydała 41 albumów, w tym w niektórych latach po kilka w roku. Najwyżej oceniane w jej dorobku są następujące albumy: „The Gospel Soul of Aretha Franklin” (1956), „Unforgettable: A Tribute to Dinah Washington” (1964), „I Never Loved a Man the Way I Love You” (1967), „Lady Soul” (1968), „Aretha Now” (1968), „Spirit in the Dark” (1970). W Polsce znana, choć na pewno nie wśród miłośników buraczanej muzyki.

Halina Frąckowiak (ur. 1947 r.) to jedna z najbardziej znanych i charakterystycznych, choćby po skąpym odzieniu, wokalistek w polskiej muzyce rozrywkowej po 1945 r. Jej kariera rozpoczęła się w 1963 r. Początkowo największe sukcesy odnosiła z grupą ABC Andrzeja Nebeskiego. Pierwszą solową płytę, jedną z nielicznych, wydała w 1974 („Idę”). Swe najlepsze albumy nagrała z grupą SBB („Geira” – 1977) i jego liderem Józefem Skrzekiem: („Ogród Luizy” - 1981 r.). Lubiana w Polsce i nieznana za granicą.

Notki o wspomnianych powyżej artystach napisali: Krzysztof Domaszczyński (KD), Ryszard Salamoński (RS), Marek Wiernik (MW), Jerzy Bojanowicz (JB)

Z tej grupy artystów doceniam jedynie niektóre płyty Arethy Franklin, i może doceniałbym Framus 5 (ale ich płyt praktycznie nie znam).

niedziela, 4 listopada 2018

Ostatni bard - rzecz o Woodie Guthrie - artykuł w magazynie "Razem" z 27 V 1979

W okresie PRL dość rzadko dopuszczano do prezentacji radiowych muzykę amerykańską a zwłaszcza rockową, a w krajowej prasie rzadko ją opisywano. Wynikało to z dwóch przyczyn: 1) cenzury, która niechętnie widziała na polskim socjalistycznym podwórku muzykę największego wroga bratniego Związku Radzieckiego - amerykańskich imperialistów, 2) bardzo trudnej dostępności amerykańskiej muzyki popularnej i prasy na na polskim rynku fonograficznym, radiowym i prasowym. Tak nawiasem mówiąc amerykańscy twórcy byli znacznie trudniej dostępni niż europejscy nawet na tzw. czarnym rynku.

Jedynie niekiedy robiono wyjątki, np. gdy chodziło o bardzo starych i uznanych wykonawców, wręcz o historycznym charakterze, a zwłaszcza gdy przy tej okazji można było udowodnić zbrodniczość tamtejszego systemu społeczno-politycznego i gospodarczego. Z tego powodu chętnie opisywano niedolę muzyków murzyńskich pod rasistowskim jarzmem, a także niedolę i problemy zwykłych ludzi, w tym robotników, opiewanych w pieśniach samorodnych amerykańskich pieśniarzy folkowych.

Wykonawcą spełniającym te kryteria, zresztą bardzo dobrym, był Woody Guthrie (1912-1967). Była to już wówczas postać legendarna, a w masowej świadomości za Oceanem był największym pieśniarzem Ameryki okresu wielkiego kryzysu i II wojny światowej. Był też ojcem Arlo Guthriego, barda epoki hipisów. Jego twórczość i sylwetka była w Polsce dość słabo znana, głównie z powodu mało komercyjnego go charakteru jego twórczości.

Oficjalnym powodem opublikowania jego sylwetki w organie ZSMP jakim było "Razem" była chęć rozpropagowania wiedzy o tym pieśniarzu, co było możliwe dzięki wiedzy piszącego ten artykuł Redaktora. Ukrytym powodem zamieszczenia jego sylwetki w w tym piśmie w schyłkowym okresie propagandy sukcesu Gierka, była chęć ukazania Stanów Zjednoczonych jako kraju wrogiego dla zwykłych ludzi, w którym jednostka musi samotnie walczyć z wyzyskiem.

Bardzo dobry esej przypominający sylwetkę Woodiego Guthriego przygotował Jerzy Rzewuski, późniejszy dość znany dziennikarz radiowy i prasowy.

sobota, 3 listopada 2018

Grand Funk, Iron Maiden, Krokus, Kiss, Gillan - "Razem" z lat 1982-1983


Na przełomie lat 70. i 80. XX w. w młodzieżowym magazynie "Razem" wydawanym pod patronatem ZSMP przygotowano cykl artykułów w ramach serii nazwanej "Encyklopedia rocka lat 70." Były to najczęściej krótkie notki biograficzne wybranych artystów pop i rock z kręgu muzyki anglosaskiej, ale także z krajów socjalistycznych. Zwięzły charakter tych biogramów z natury rzeczy powodował, że były one dość uproszczone. Pomimo tej podstawowej wady i tak w okresie gdy były publikowane były wielką atrakcją na polskich rachitycznym rynku prasy rockowej w okresie PRL.

Najczęściej dobór wykonawców do danego numeru czasopisma był przypadkowy, dlatego pod koniec lat 80. powycinałem poszczególne biografie i posklejałem według swojego własnego klucza. Jedynie niekiedy pozostawiłem tę rubrykę bez żadnych zmian w całości. W tym wypadku wyciąłem biogramy następujących wykonawców: Grand Funk, Iron Maiden, Krokus, Kiss i Gillan.

Heavy metal i hard rock jako odrębne style muzyczne pojawiły się już w końcu lat 60. Przy okazji warto sprecyzować, że hard rock ma większe korzenie w bluesie, a heavy metal jest bardziej autonomicznym stylem. W latach 70. scena heavy i hard rockowa miała kilku czołowych przedstawicieli, z których najważniejszymi byli: Led Zeppelin, Black Sabbath, Deep Purple, Grand Funk, Kiss i Uriah Heep.

Jednak prawdziwy rozwój i pełna autonomizacja muzyki heavy metalowej nastąpiła dopiero w latach 80. Ton tym zmianom nadawały grupy brytyjskie: starsze np. Judas Priest i Motorhead i młodsze np. Iron Maiden i Saxon. Nie próżnowali też  weterani, np. Kiss. Ale prawdziwy rozkwit tego rodzaju muzyki miał nastąpić dopiero w połowie wspomnianej dekady gdy pierwsze sukcesy święciły już nowe grupy np. Metallica i Slayer.

Jedną z cech charakterystycznych tych zmian było odebranie przez inne nacje grupom amerykańskim i brytyjskim wyłączności na międzynarodowy sukces, czego dowodem była np. kariera niemieckiego zespołu Krokus.

Zgromadzone tutaj wycinki z magazynu „Razem” prezentują sylwetki i dorobek kilku wybranych, starszych i młodszych przedstawicieli muzyki hard rockowej i heavy metalowej u progu lat 80. Autorem wszystkich tych notek był Krzysztof Domaszczyński.

Oczywiście dzisiaj ta wiedza jest prawie nic nie warta, ale dla nastolatka w PRL początku lat 80. była bezcenna.

piątek, 2 listopada 2018

Queen – plakat i opis w magazynie “Razem” z 1981 r.



Obecnie nie ma chyba jako tako wykształconej osoby, która nie słyszałaby o brytyjskim zespole Queen i jego liderze, Freddie Mercurym, który zmarł na AIDS. Jednak 35 lat temu nie był to aż tak znany zespół. Przynajmniej nie był obecny w świadomości masowej. Znali go miłośnicy rocka, bo nie mogło być inaczej, ale ani on, ani jego muzyka, nie była masowo znana czy lubiana.

Trudno się temu zresztą dziwić, bo w pierwszym okresie swej działalności grupa Queen grała głównie glam rocka a nawet hard rocka, a style te automatycznie zamykały ją w kręgu miłośników tych dość hermetycznych stylów rocka. Jej pierwsze dwie płyty, „Queen” i „Queen II” z lat 1973-1974 nie były zbyt odkrywcze brzmieniowo, bo głównie naśladowały brzmienie Led Zeppelin. Obecnie druga z nich uważana jest za wielkie osiągnięcie, ale w epoce bardzo były one krytykowane przez anglosaskich recenzentów za wtórność.

Swe najlepsze albumy grupa nagrała pomiędzy 1974 a 1979 r. Klasyczne rockowe brzmienie Queen z lat 70. zrodziło się wraz z albumem „Sheer Heart Attack” („Stuprocentowy atak serca”) z 1974 r. Potem styl ten był rozwijany na kolejnych płytach: „A Night At The Opera” (1975), „A Day At The Races” (1976), „News Of The World” (1977) i „Jazz” (1978). Za najlepsze w tej grupie uważa się płyty: „Noc w operze” i „Wiadomości ze świata”. Ten pierwszy, najważniejszy i najlepszy etap kariery zespołu został podsumowany podwójnym albumem koncertowym „Queen Live Killers” wydanym w 1979 r. Obecnie uważa się ją za jeden z najlepszych albumów koncertowych w dziejach muzyki rockowej.

W lata 80. zespół wkroczył płyta „The Game” (1980) na której po raz pierwszy pojawiły się syntezatory i przebojowe plastikowe piosenki w rodzaju „Another One Bites the Dust”. Był to cios dla ucha dawnych rockowych fanów grupy, którzy odtąd odwrócili się od niej. Pomimo tego kariera Quenn nie tylko się nie załamała, ale wtedy dopiero nabrała rozpędu dzięki licznym przebojom, które przyciągnęły do niej nowe rzesze fanów. Nagrane w tej dekadzie albumy: „Hot Space” (1982), „The Works” (1984), “A Kind of Magic” (1986), “The Mirakle” (1989) były kiepskie, ale przyniosły grupie masową popularność.

Stało się to za sprawą intensywnej akcji marketingowej oraz licznych prezentacji radiowych i telewizyjnych ich przebojów. Szczególne znacznie miały tutaj dwa czynniki: lansowanie ich teledysków w telewizjach muzycznych, a także intensywna działalność koncertowa zespołu na całym świecie.

Od czasu wydania albumu „The Game”, do którego mam pewien sentyment, bo był moją pierwszą płyta nagraną na kasecie z radia w wersji stereo, nigdy odtąd już zespołu Queen nie słuchałem. Wraz z plastikowym brzmieniem przestał on mi się podobać więc przestałem go słychać, stąd wspomnianych płyt z lat 80. nie lubię i nie słucham do dzisiaj. Do zmiany zdania nie przekonuje mnie nawet wychwalany przez wszystkich ostatni album tego zespołu w pełnym skaldzie na żywo „Innuendo” z 1991 r.

Prezentowany kolorowy plakat grupy Queen ukazał się w tygodniku „Razem” w 1981 r. (lub na początku 1982 r.). Na stronie A przedstawia czterech muzyków zespołu w okresie z przełomu lat 70. i 80, kiedy jego członkowie zmienili swój wizerunek sceniczny, m.in. ścięli włosy. Umieszczenie perkusisty Rogera Taylora obok Freddiego Merkurego świadczy o tym, że musiało to być w okresie sukcesów singla „Another One Bites the Dust” wydanego w 1980 r., którego był on głównym kompozytorem. Na stronie B tego plakatu znalazły się opisy sylwetek muzyków tworzących Queen, a także charakterystyka wszystkich wydanych przez nich dotąd płyt wraz z podaniem wszystkich utworów (dyskografię doprowadzono do 1981 r.). Jak zwykle w tym czasie materiał ten został przygotowany przez Karola Majewskiego.

Ciekawostką jest to, że w 1980 r. Tonpress wydał na licencji EMI w 1980 r. album kompilacyjny pt.: „The Best Of Queen” z nagraniami tego zespołu. Znalazły się tam utwory tej grupy z lat 1974-1978:

Strona A
1) Brighton Rock, 2) Killer Queen, 3) Now I'm Here, 4) Somebody to Love, 5) Tie Your Mother Down

Strona B
1) I'm in Love with My Car, 2) ’39, 3) Bohemian Rhapsody, 4) Don't Stop Me Now, 5) We Are the Champions, 6) We Will Rock You

Kompilacja ta ukazała się wówczas w Polsce także na oryginalnie nagranej kasecie. Ja miałem w młodości obie wersje tej płyty: winylową i kasetową.

Pierwsza wydana na Zachodzie kompilacja nagrań zespołu Queen ukazała się w 1981 r. pt.: „Greatest Hits” i zawierała następujące nagrania:

Strona A
1) Bohemian Rhapsody, 2) Another One Bites The Dust, 3) Killer Queen, 4) Fat Bottomed Girls, 5) Bicycle Race, 6) You're My Best Friend, 7) Don't Stop Me Now, 8) Save Me

Strona B
1Crazy Little Thing Called Love, 2) Somebody To Love, 3) Now I'm Here, 4) Good Old Fashioned Lover Boy, 5) Play The Game, 6) Flash, 7) Seven Seas Of Rhye, 8) We Will Rock You, 9) We Are The Champions

Jak więc widać była to kompilacja dłuższa i obejmująca także nagrania z dwóch albumów wydanych w 1980 r.

Pełną dyskografię zespołu Queen nagrałem i usłyszałem po raz pierwszy pomiędzy 11 VII a 5 X 1983 r. w audycji "Katalog Nagrań" nadawanej w Programie III Polskiego Radia.

W załączniku obie strony plakatu. Niestety, na stronie drugiej jest pewne rozmycie, którego wcześniej nie zauważyłem, powstałe z powodu błędu skanera.

czwartek, 1 listopada 2018

Blood Sweat & Tears – artykuł z gazety „Świat Młodych” z ok. 1978 r.

 Blood Sweat And Tears to zespół amerykański, który największe sukcesy odnosił w pierwszej połowie lat 70. XX w. W zasadzie miał on dwie główne mutacje: w pierwszej liderem i głównym kompozytorem i wokalistą był Al Kooper grający także na instrumentach klawiszowych, a w drugiej wokalistą i współkompozytorem części repertuaru grupy był David Calyton-Thomas.

Zespół ten był zawsze bardzo liczny, gdyż w jego składzie było wielu muzyków grających na instrumentach dętych i podczas swej długiej kariery nagrał kilkanaście płyt studyjnych. Jednak wśród melomanów najbardziej cenione są tylko trzy pierwsze albumy tego zespołu z lat 1969-1970.

Dlaczego w harcerskiej gazecie „Świat młodych” opublikowano biografię tego zespołu, skoro oficjalnie władze PRL zwalczały wszystko co amerykańskie?

Wydaje się, że główną przyczyną tego stanu rzeczy było to, że nie wiedziano o dokładnych okolicznościach jej przyjazdu do Polski. Ponadto był to jeden z niewielu zespołów zachodnich, którzy odwiedzili PRL w okresie swej największej świetności. Dokładnie rzecz biorąc koncertowała w Sali Kongresowej warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki w lipcu 1970 r., co spotkało się z dobrymi recenzjami polskich krytyków, a także entuzjazmem fanów.

Jednak występy tego zespołu w PRL nie były przypadkowe i wynikały z przemyślanej polityki amerykańskiego Departamentu Stanu, który zorganizował i opłacił tej grupie występy po Europie Wschodniej. Dokładnie rzecz biorąc były to trzy kraje: Jugosławia, Rumunia i Polska. Wybór tych krajów, a także kolejność koncertów nie była przypadkowa i wynikała z chęci wybadania sytuacji w najbardziej opornych na dominację rosyjską krajach bloku wschodniego.

Ostatecznie koncerty te odbyły się w okresie pomiędzy majem a lipcem 1970 r. Departamentowi Stanu chodziło w nich o propagowanie w tym rejonie świata amerykańskiej kultury, a tym samym wywołanie pozytywnego wrażenia wśród mieszkańców tego regionu na co dzień zniechęcanego do USA komunistyczną propagandą. Ukrytym celem były też pewne działania wywiadowcze zmierzające do pozyskania bezpośrednich materiałów o nastrojach ludności, poziomie życia itp.

Tournée zespołu po wybranych krajach Europy Środkowej zakończyło się sukcesem, ale wydarzenia te spotkały się z ostrą krytyką środowiska muzycznego w samej Ameryce. Uznano tam bowiem, że muzycy nie powinni angażować się politycznie. Wydarzenia te były bezpośrednią przyczyną załamania się kariery tego zespołu w Stanach Zjednoczonych.

Obecnie wiadomo, że członkowie grupy Blood Sweat and Tears nie mogli odmówić udziału we wspomnianym tournee po Europie Wschodniej. Chodzi o to, że amerykański Departament Stanu zagroził cofnięciem wizy dla głównego wokalisty grupy Davida Thomas-Claytona. Był on Kanadyjczykiem i w razie gdyby zespół odmówił współpracy cofnięto by mu wizę w Stanach a tym samym uniemożliwiono dalszą działalność w grupie BS&T.

Władze w Polsce nie zdawały sobie wówczas sprawy z tej manipulacji, więc dlatego zgodziły się na koncerty tego zespołu uważając je za tanią okazję i bezpieczne, bo jego muzyka była bardziej piosenkową odmianą jazzu. Koncerty tej grupy zostały natomiast dobrze zapamiętane przez polską publiczność. Wraz z niewiedzą władz o ich rzeczywistym celu uchroniło to tę grupę przed zapomnieniem w PRL, stąd mógł ukazać się o niej tekst w harcerskim pisemku „Świat Młodych”. W taki oto sposób opisywany wycinek prasowy z tekstem o zespole BS&T wpisuje się w historię muzyki, ale także historię powszechną.