sobota, 15 stycznia 2022

Pink Floyd - "Shine On You Crazy Diamond" (tekst i tłumaczenie) w magazynie "Razem" z połowy lat 80. XX w.

 

Album "Wish You Were Here" (1975) zespołu Pink Floyd od dawna ma status jednej z najlepszych płyt w historii tej grupy i muzyki rockowej, a zwłaszcza tej jej części, która nazywana jest progresywnym rockiem. Głównym utworem tego albumu była wieloczęściowa kompozycja "Shine On You Crazy Diamond". Pierwotnie miała ona wypełnić pierwszą stronę albumu, ale ostatecznie pod wpływem Rogera Watersa pozostali członkowie zespołu zdecydował, że aby podzielić ją na dwie części po dwóch stronach albumu.

W ten sposób nastąpiło bezwiedne zobrazowanie coraz większego pęknięcia w grupie, a także ukazywało jej niemoc twórczą po sukcesie albumu "The Dark Side Of The Moon". Na koncertach utwór ten zespół prezentował jednak najczęściej jako jedną całość, ale nieco przearanżowany i skrócony.

Utwór "Shine On You Crazy Diamond" pierwotnie nazywający się "Shine On" powstał z różnych kawałków muzycznych stworzonych przez członków zespołu podczas prób i improwizacji. Jednym z takich fragmentów były odgłosy pocierania palcami kieliszków wypełnionych wodą pierwotnie będące fragmentem projektu muzycznego pod nazwą "Hosenhold Objects" mającego na celu nagrywanie dźwięków z otoczenia człowieka. Wykorzystano je w początkowej partii utworu "Shine On You Crazy Diamond". Główny motyw przewodni stworzony został na gitarze przez Davida Gilmoura, a następnie rozwijany był przez dźwięki syntezatora i innych instrumentów, a także partii wokalnych. W wyniku tego powstała powolna melodia o melancholijnym charakterze przerywana niekiedy bardziej dynamicznymi motywami instrumentalnymi.

Na pytanie dlaczego utwór "Shine On You Crazy Diamond" jest taki smutny, Roger Waters odpowiedział, bo: "...świat jest kurewsko smutnym miejscem"...". Generalnie cały album opowiada o wykluczeniu i nieobecności człowieka, zwłaszcza bardziej wrażliwego. Coraz większe wzajemne wyobcowanie członków zespołu, a także poczucie winy z powodu odsunięcia z grupy jego pierwszego lidera sprawiły, że utwór ten stał się także w oczach zespołu muzycznym portretem Syda Barretta a za jego pośrednictwem wszystkich innych ludzi wyizolowanych z naszego świata. Dobitnie zostało to wyrażone w jego tekście.

Nawiasem mówiąc podczas sesji do tego albumu Syd Barrett przyszedł niespodziewanie do studia nagraniowego, ale muzycy Pink Floyd w pierwszej chwili go nie poznali, bo choroba psychiczna zmieniła go nie tylko psychicznie, ale także fizycznie. Jego obecność dodatkowo wpłynęła na intensywność ich przekazu artystycznego w tym utworze.

Gdy na początku 1980 r. zainteresowałem się muzyką, od wydania tego albumu upłynęło zaledwie 5 lat. Z mojej obecnej perspektywy, a więc 41 lat od daty jego wydania, owe 5 lat wydaje się wręcz śmiesznie małym upływem czasu. Jednak wówczas te pięć lat, to było dla mnie bardzo dużo czasu, stąd wydawało mi się wówczas, że ta płyta została bardzo dawno temu wydana.

W tym czasie mało kto w Polsce ją miał i praktycznie można było jej posłuchać tylko dzięki temu, że ktoś nagrał ją z Polskiego Radia i a następnie dał ją odegrać, albo gdy się kupiło piracką kasetę a tym albumem na bazarze, w naszym przypadku na tzw. czarnym rynku w Katowicach.

Ja niestety jej wówczas nie miałem nawet nagranej, ale pamiętam pewne wydarzenie związane z tą płytą i tym nagraniem. Pewnego razu, gdy w połowie 1980 r. byłem u kolegi Adama W. w Żorach przyszedł do niego jakiś chłopak, młodszy o rok lub dwa od nas i okazało się że także lubi słuchać muzyki, co było wówczas główną rozrywką młodzieży i sposobem na podkreślenie własnej indywidualności. Tenże chłopak ustalał z moim kolegą Adamem datę spotkania podczas którego ten zamierzał przegrać od niego na magnetofon posiadane przez niego nagrania zespołu Pink Floyd.

Tenże chłopak, nie wiem jak się nazywał ani nawet tego jakie miał imię, większość z tych albumów miał nagrane na taśmach z Polskiego Radia, ale część z nich miał przegrane bezpośrednio z płyt winylowych. W tamtym czasie posiadanie zachodnich płyt winylowych było wielkim luksusem i przywilejem dostępnym tylko dla nielicznych, gdyż taka płyta kosztowała najczęściej jedną pełna miesięczną pensję. Oczywiście taki chłopak jak ja ze swoimi marnymi groszami kieszonkowego, a nawet z zarobionymi przez siebie na praktyce zawodowej własnymi pieniędzmi nie miał szans na nabycie takich luksusów.

Ważne jest jednak to, że specjalnie podkreślał, że najbardziej z repertuaru Pink Floyd podoba mu się album "Wish You Were Here" (wtedy było to dla nas prawie nie do wymówienia - o napisaniu nawet nie wspomnę) i utwór "Shine On You Crazy Diamond". W jego ustach ten tytuł zabrzmiał jak słowa modlitwy, co zresztą podkreślił uniesieniem oczu w górę. Wszystko to brzmiało bardzo tajemniczo, niedostępnie i magicznie.

Z perspektywy lat widzę, że także wielu innych ludzi może o sobie powiedzieć, że są takim "diamentem" zawieszonym w materialnej pustce naszego świata, w którym liczą się jedynie pieniądze i sukces za wszelką cenę.

W załączniku tekst oryginału i jego polskie tłumaczenie dokonane przez redakcję muzyczną magazynu "Razem" z połowy lat 80. XX w.