wtorek, 7 grudnia 2021

Omega – plakat i historia zespołu w magazynie „Razem” z 1981 r.


 

Węgierski zespół Omega jest na pewno najbardziej znaną grupą rockową w historii węgierskiego rocka. Był także jednym z najbardziej długowiecznych zespołów, bo powstał w 1962 r., stąd w 2012 roku świętował 50-lecie swego istnienia. Obecnie już trzech członków tego zespołu z klasycznego składu nie żyje, a ostatnio zmarł jego wokalista János Kóbor. Grupa nadal jednak istnieje, ch0o9ćnie wiadomo czy po śmierci wokalisty nadal będzie działać.

W czasach mojej młodości w PRL był jednym z najbardziej popularnych zespołów nie anglojęzycznych w Polsce. Grupa miała wiele szczęście, bo oprócz tego, że muzycy okazali się zdolnymi kompozytorami i instrumentalistami, to na początku swej kariery muzycznej pod koniec lat 60. XX w. spotkali Johna Martyra, menadżera zespołu Spencer Davis Group, który zaprosił ją na tournée po Anglii. W ten sposób ich kariera od razy nabrała bardziej europejskiego i międzynarodowego charakteru.

Wielkim przebojem, także w Polsce, stała się piosenka „Gyöngyhajú lány” z ich drugiego albumu pt.: „10000 lépés” z 1969 r. znana w Polsce pod tytułem „Dziewczyna o perłowych włosach”. Dzięki takiej sławie jej koncerty organizowano także w Polsce. Jedną z takich wczesnych tras koncertowych p[o naszym kraju dała koncert w Sali Kongresowej w Warszawie w 1974 wraz z początkującym wówczas, ale już bardzo dobrym polskim zespołem SBB.

Mnie się najbardziej podobały jej albumu z drugiej połowy lat 70., kiedy tworzyła ona muzykę w stylu progresywnego rocka, bardzo podobną do twórczości zespołu Pink Floyd. W szczególności chodziło tutaj o albumy: 1) „Omega 6: Nem tudom a neved” (1975); znany także pod nazwą „Tűzvihar - Stormy Fire”; 2) „Omega 7: Időrabló” (1977); 3) „Omega 8: Csillagok útján” (1978); znany także pod nazwą „Csillagok útján – Skyrover”; 4) „Gammapolis” (1979); znany także pod nazwą „Gammapolisz – Gammapolis”. Te drugie wersje tych albumów były inaczej zmiksowane i zawierały anglojęzyczne wersje oryginalnych węgierskich albumów.

Ja zacząłem interesować się muzyką dopiero w 1980 r. i nie miałem możliwości kupić tych wszystkich płyt, ale utwory z nich znałem dzięki podwójnemu koncertowemu albumowi „Live At The Kisstadion 79” wydanemu prze wytwórnię Pepita w 1979 r. jaki wówczas kupiłem. To do dzisiaj jedna z moich ulubionych koncertowych płyt i jedynie martwię się tym, że do chwili obecnej nie udało mi się jej kupić na płycie CD. Podczas trasy koncertowej jaką odbywała w 1978 r. grupa ponownie wystąpiła w Polsce (koncert w Władysławowie w dniu 17 lipca).

Prezentowany tutaj plakat i opis dziejów muzycznych grupy pochodzi z początku lat 80. i prezentuje ją w końcowej fazie wcielenia progresywnego.

Pod opisem zespołu Omega znalazła się też rubryka  "Rock lat 70." w której przedstawiono sylwetkę irlandzkiego gitarzysty Rory Gallaghera i amerykańskiego piosenkarza Leifa Garretta, wówczas idola nastolatków, obecnie całkowicie zapomnianego.

wtorek, 16 listopada 2021

Bob Dylan, Queen, Oregon i Chuck Mangione - recenzje w magazynie „Razem” nr 36 z 9 IX 1979 r.


 Karol Majewski do recenzji wybrał tym razem cztery albumy: dwa rockowe i dwa jazzowe. Wydawnictwa rockowe to dwa podwójne albumy koncertowe: Boba Dylana „At Budokan” (1979) i Queen – „Live Killlers”. W obu wypadkach to płyty gromadzące najbardziej udane utwory znane z twórczości obu tych wykonawców.

Nagrania na „At Budokan” pochodzą z koncertów Dylana w Japonii i Australii z lutego i marca 1978 r. Pewnym nowum w wypadku tego wydawnictwa było to, że zarejestrowane wówczas nagrania miały inne aranżacje. Z tego powodu od chwili wydania album ten był dość mocno krytykowany przez purystów za odejście od pierwotnych wersji. Ja nie uważam, że to są złe interpretacje, są po prostu inne i inność ma swój urok, bo po co wkoło grać to samo.

Z kolei album „Live Killers” (1979) nagrano podczas trasy promującej nowy wówczas album studyjny „Jazz”. Podobnie jak u Dylana znalazł się tutaj wybór najlepszych nagrań grupy z lat 70, które jednak przedstawiono w niezwykle żywiołowych wersjach. I choć zespół Queen nie grał hard rocka w stylu czystym, to jednak wiele jego nagrań, a zwłaszcza na omawianym albumie koncertowym, miało w sobie niezwykłą wręcz rockową moc.

Z tego powodu grupa Queen była wówczas niezwykle popularna wśród młodzieży, a zwłaszcza tej jej części, która interesowała się hard rockiem. Wśród nich było także wielu moich ówczesnych szkolnych kolegów – choć z określeniem, że byli moimi „kolegami” to jest może za dobrze powiedziane. Odejście od rockowego oblicza przez grupę z początkiem lat 80. bardzo rozczarowało jej dawnych fanów.

Z kolei z obu omawianych płyt jazzowych Chuck Manione był znany i lubiany także w Polsce, zwłaszcza za spopularyzowany także u nas album „Children Of Sanches” z 1978 r. Był on ścieżką dźwiękową filmu pod takim samym tytułem. Tym razem recenzowano jego album koncertowy „An Evening of Magic, Live at the Hollywood Bowl” z 1978 r.

Z kolei amerykańska grupa Oregon była i jest znana zaledwie garstce koneserów. Jej liderem był Ralph Towner, multiinstrumentalista i kompozytor większości jego repertuaru. Był to zespół jazzowy, ale poruszał się na pograniczu innych stylów, takich jak chamber jazz, etno jazz, folk jazz, world fusion, jazz fusion, a nawet new-age.

W klasycznym okresie grupa działa w latach 1970-1984 i nagrała w sumie kilkanaście płyt, w tym jedną, „Violin” (1978) z polskim skrzypkiem Zbigniewem Seifertem. Album „Out Of The Woods” (1978) jest uważany za jeden z bardziej udanych w ich dyskografii.

Recenzje uzupełniono kolorowymi reprodukcjami okładek wszystkich omawianych płyt. Niestety osoba, od której niegdyś nabyłem tę gazetę, wycięła ilustrację z okładką albumu „Live Killers” grupy Queen.

wtorek, 12 października 2021

Joy Division - nowa era lodowcowa, "Razem" z 1983 r.


 Jednym z artykułów o muzyce jakie zrobiły na mnie największe wrażenie w czasach młodości, był tekst o Joy Division w magazynie "Razem" z 1983 r. Opublikowano go w ramach serii "Awangarda rocka", a przygotował go Kamil Sipowicz. Opracowanie to zrobiło na mnie ogromne wrażenie z dwóch powodów: 1) filozoficznego wprowadzenia, 2) opisu wykonawców tzw. zimnej fali, a zwłaszcza ich głównego przedstawiciela grupy Joy Divison.

Obecnie dzieje zespołu Joy Division są prawie powszechnie znane dzięki licznym monografiom i wspomnieniom, ale przede wszystkim dzięki filmowi fabularnemu "Control" w reż. Antona Corbijna z 2007 r. Jednak w czasach mojej młodości, a więc na początku lat 80. XX w. był to zespół praktycznie nieznany w Polsce.

Według pewnych nie w pełni sprawdzonych danych po raz pierwszy jego album "Closer" zaprezentował na antenie radiowej znany dziennikarz i podróżnik Marek Garztecki. Miało to miejsce już w 1980 lub 1981 r. Garztecki, podobnie jak Sipowicz, był weteranem ruchu hipisowskiego w PRL i wyszukanym propagatorem rzadkiej i dobrej muzyki. Jednak brak źródeł nie pozwala na w pełni wiarygodne weryfikowanie tej informacji, choć wydaje się ona bardzo prawdopodobna.

Po raz pierwszy usłyszałem nagrania zespołu Joy Divison w jednym z programów muzycznych Polskiego Radia, a dokładniej w audycji "Dokąd zmierza rock" nadanej 21 IV 1982 r. i prowadzonej przez Włodzimierza Kleszcza. Zaprezentowano wówczas obszerne fragmenty albumu "Closer" z 1980 r., głównie utwory z drugiej strony tej płyty.

Jak więc widać osobą, która pierwsza prezentowała ten album nie był wcale słynny Tomasz Beksiński, który w tym czasie był dopiero przyjmowany do PR, ani też równie czczony jako guru dziennikarstwa muzycznego Piotr Kaczkowski, który zaprezentował ją dopiero 12 XII 1983 r. w swej audycji "Kanon muzyki rockowej".

Z kolei Roman Rogowiecki nadał w całości album "Unknown Pleasures" w dniu 20 XII 1983 r. w jednej z audycji z cyklu "Cały ten rock". Natomiast Marek Wiernik, w tym samym cyklu audycji nadal album "Closer" w dniu 9 X 1984 r.

Pod względem czysto muzycznym Joy Division było jako bardziej nowoczesną, czy raczej mroczną, emanacją zespołu The Doors. A więc prym wiódł lider piszący poetyckie dość pesymistyczne teksty, które następnie wykonywał beznamiętnym ale mającym ogromną siłę wyrazu głosem, a towarzysząca mu grupa instrumentalną uzupełniała to muzyką będącą połączeniem tradycji rock and rolla z jego melodyjnością i rytmiką oraz nowym oryginalnym brzmieniem wykreowanym za pośrednictwem klasycznego rockowego instrumentarium i wyrafinowanej obróbki studyjnej.

Przy tej okazji warto wspomnieć, że rewolucja punk nie tylko zmiotła z powierzchni ziemi dotychczasową skostniałą formułę progresywnego rocka, ale też stworzyła całą nową post punkową muzykę. Ta ostatnia miała różne oblicza, dobrze opisane przez Simona Reynoldsa w jego monografii pt. "Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz. Postpunk 1978-1984" (wydanie polskie (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2015).

Wśród wielu opisanych w tej książce nurtów i wykonawców znalazł się też oczywiście opis dokonać grupy Joy Division w rozdziale pt.: Uwaga, objazd: The Fall, Joy Division i scena Manchesteru". Reynolds wskazuje, że zespół Joy Division, obok Cabaret Voltaire z w Wielkiej Brytanii i Pere Ubu ze Stanów Zjednoczonych, był jedną z grup, których muzyka ukazywała wyobcowanie i pustkę człowieka w stechnicyzowanym świecie przemysłowych miast zachodniego świata.

Ja to ujął Reynolds: "Brzmienie Joy Division jest pochodną ponurej ballardowskiej atmosfery Manchesteru lat 70. Ich muzyka tkwi gdzieś w zawieszeniu między lokalnym a uniwersum, między konkretem czasu i miejsca a odwieczną ludzką obawą i tęsknotą". W tym miejsce trzeba wyjaśnić, że James Graham Ballard (zm. 2009) był znanym brytyjskim powieściopisarzem w którego dziełach zaczytywali się członkowie Joy Divison itp. grup z rejonu Manchesteru i Sheffield.

Na literackie konotacje muzyki Joy Division i innych grup tzw. zimnej fali po raz pierwszy w polskiej publicystyce muzyczne zwrócił uwagę właśnie Kamil Sipowicz w powyższym tekście, który teraz przywołuję z niepamięci dla dobra fanów. Przy okazji dokonał także analizy twórczości tego zespołu i opisał po części całe środowisko tzw. zimnej fali, czy jako kto woli pokolenia super śmierci jak ich niekiedy pogardliwie nazywano.

wtorek, 7 września 2021

Blues, recepta na życie - artykuł z magazynu "Razem" z 1984 r. (?)


Wprowadzenie do tematu fenomenu powstania bluesa w Ameryce Północnej na tle kulturowym i socjologicznym autorstwa Dionizego Piątkowskiego, znanego badacza bluesa i jazzu i autora licznych artykułów i książek na te tematy.

poniedziałek, 9 sierpnia 2021

Beatlesi (The Beatles) – artykuł o zespole w gazecie „Świat Młodych” z ok. 1979 r.

 

To typowy popularny artykuł z prasy nie muzycznej, stąd trudno szukać w nim przenikliwych analiz twórczości czy nowych informacji. Przygotowała go redakcja gazety harcerskiej „Świat Młodych” wydawanej w okresie PRL. Oczywiście była to gazeta ściśle nadzorowana przez ówczesne władze komunistyczne. Ale z perspektywy dzieci i młodzieży nie było to tak oczywiste.

Artykuł ten przygotowano w ramach serii „Gwiazdozbiór” prezentującej wybitnych – zdaniem ówczesnej Redakcji tego czasopisma – wykonawców muzycznych. Przeważnie byli to wykonawcy z krajów socjalistycznych, ale znalazło się tutaj miejsce także dla zespołu The Beatles.

Kolorowe reprodukcje zdjęć członków The Beatles były w tamtym czasie wielką atrakcją na wygłodzonym polskim rynku prasy muzycznej okresu PRL.


czwartek, 8 lipca 2021

Jona Lewie, Dandy Livingstone, Loggins And Messina, Love, The Hollies – biografie z magazynu „Razem” z początku lat 80. XX w.


Niekiedy w ramach serii „Encyklopedia rocka” publikowanej w rubryce muzycznej magazynu „Razem” przedstawiano wykonawców bardzo mało znanych wówczas w Polsce np. Love, czy prawie w ogóle nieznanych np. Jona Lewie.

Jona Lewie, wł. John Lewis (obecnie ma 74 lata). to muzyk brytyjski, multiinstrumentalista, autor piosenek działający na muzycznej scenie od 1967. Tworzył muzykę w stylu pop rockowym, bluesowym i nowo falowym. Największe sukcesy odnosił w drugiej połowie lat 70. i na początku lat 80.

Dandy Livingstone, wł. Robert Livingstone Thompson (obecnie ma 77 lat), to muzyk brytyjski pochodzenia jamajskiego tworzący w stylach: reggae i rocksteady. Największe sukcesy odnosił w drugiej połowie lat 60 i pierwszej połowie lat 70.

Loggins And Messina, to amerykański duet pop-rockowy tworzony przez Jima Messinę (ex Paco i Buffalo Springfield) i Kenny’ego Logginsa. Pierwszy był gitarzystą, wokalistą i producentem muzycznym, a drugi także gitarzystą ale i autorem piosenek. W latach 70. grupa ta nagrała i wydała kilka popularnych wówczas w USA albumów pop rockowych.

Dwa najbardziej znane i uznane grupy w tym zestawieniu to: amerykański zespół Love i brytyjska grupa The Hollies. Ich płyty były w Polsce okresu PRL bardzo trudno dostępne, stąd i te grupy były dość mało znane. Nie będę tutaj o nich p[szerzej pisał, bo obecnie każdy może te informacje łatwo sam znaleźć.

Oczywiście dzisiaj dzięki Internetowi można być znawcą wszystkiego w pięć minut, ale zapewniam, że jak ktoś żył na prowincji w Polsce na początku lat 80. to był dosłownie odcięty od wiadomości ze świata.

Biogramy tych wykonawców przygotował Krzysztof Domaszczyński. Są to oczywiście notki encyklopedyczne, a więc bardzo zwięzłe, a przez to nie zawsze dobrze oddają charakter twórczości opisywanych wykonawców.

czwartek, 10 czerwca 2021

Lynyrd Skynyrd, Peter Green, Free, Tim Hardin - notki o wykonawcach z magazynu "Razem" z lat 1981-1982

 

Tym razem w jednym miejscu zgromadziłem notatki biograficzne o czterech klasycznych wykonawcach rocka i folku lat 70: Lynyrd Skynyrd, Peter Green, Free i Tim Hardin. Przypuszczalnie trzy pierwsze z nich przygotował Krzysztof Domaszyczński a czwartą - Marek Wiernik.

Biografia i dyskografia amerykańskiego klasyka southern rocka, grupy Lynyrd Skynyrd, została doprowadzona do czasu wydania wyłonionego z niego nowego zespołu, czyli Rossington Collins Band i wydanego przez niego albumu pt. "This Is the Way" (1981). Z kolei dyskografię Lynyrd Skynyrd doprowadzono do składankowego albumu "Skynyrd's First and... Last" (1978).

Peter Green byl w końcu lat 60. genialnym brytyjskim gitarzystą i kompozytorem, ale narkotyki i choroba psychiczna złamały jego karierę. Największe sukcesy odnosił z bluesowym wcieleniem zespołu Fleetwood Mac. Po odejściu od niego zaczął nagrywać płyty solowe. Jego dyskografię solową doprowadzono w tej nocie biograficznej do albumu "White Sky" (1982).

Brytyjski zespół Free uważany jest za jedną z najważniejszych grup w historii rocka. specjalizował się w specyficznym blues rocku. Jego czterej członkowie byli wybitnie zdolni, ale też brak im było doświadczenia, stąd kariera FREE załamała się po nagraniu kilku albumów na przełomie lat 60. i 70. Biografię i dyskografię tej grupy doprowadzona do albumu składankowego "The Free Story" (1974).

Z kolei Tim Hardin to znany, choć obecnie może trochę zapomniany, amerykański kompozytor i pieśniarz folkowy. W latach 1966-1976 nagrał osiem albumów studyjnych. Niestety, narkotyki i samodestrukcyjny charakter doprowadziły do załamania jego kariery w połowie lat 70. W 1980 r. przystąpił do nagrywania nowego albumu studyjnego, ale w 1981 r zmarł nagle nigdy go nie ukończywszy. Jego dyskografię doprowadzono do albumu "Nine" (1973) i śmierci artysty w 1981 r.

środa, 12 maja 2021

Tangerine Dream - plakat w magazynie "Razem" z 1983 r.

 


Lata 60. i 70. w muzyce popularnej na Zachodzie byłe okresem dominacji rocka brytyjsko-amerykańskiego, ale od początku niektóre inne nacje np. Francuzi, Holendrzy, Włosi i Niemcy mieli w tej muzyce coś do powiedzenia. O ile podziwiany obecnie kraut rock istniał to jednak ówczesna brytyjska prasa muzyczna nie traktowała go zbyt poważnie. Inaczej było z niemieckim elektronicznym rockiem. To było coś nowego i niespotykanego w tej formie w Wielkiej Brytanii, dlatego spotkało się tam z zaciekawieniem i uznaniem. Zainteresowanie to znacznie wzrosło wraz z podpisaniem przez TD kontraktu z wytwórnią Polydor, w której wydano album "Athem" (1973), a jeszcze bardziej po związaniu się grupy z wytwórnią Virgin, dzięki której weszła ona do ścisłej czołówki światowego rocka.

Powyższy czarno-biały plakat zespołu Tangerine Dream opublikowano w magazynie "Razem" w 1983 r. Bezpośrednią inspiracją do jego wydania był planowany przyjazd tej grupy do Polski w końcu tegoż roku. Przy tej okazji warto przypomnieć, że począwszy od polowy lat 70. XX w. muzyka elektroniczna cieszyła się w Europie coraz większym uznaniem. Masowa moda na tego rodzaju muzykę dotarła także do komunistycznej Polski na przełomie lat 70. i 80.

Poprzez audycje radiowe muzyka TD dotarła wówczas także do mnie, a im więcej słuchałem nagrań tej grupy, tym bardziej byłem nią zafascynowany. Bardzo lubił ją także mój Ojciec. Jak już przy innej okazji wspomniałem, władze w PRL tolerowały tego rodzaju wykonawców, bo grali oni muzykę instrumentalną bez tekstów, w których można było przemycić ukryte antysocjalistyczne treści. Charakter twórczości zadecydował więc o tym , że władze zgodziły się na przyjazd tego zespołu do PRL.

Obecnie mija ponad 50 lat od chwili powstania i daty jego debiutu płytowego, a także 6 lat od śmierci jego lidera Edgara Froese (zm. 20 I 2015 r. w wieku 70 lat). Zespół TD przetrwał, ale moim zdaniem bez niego to już nie ta sama grupa. Jednak w chwili gdy ukazał się ten plakat w "Razem" w 1983 r. Froese był w pełni sił twórczych, a w dorobku kilkanaście lat działalności scenicznej i wiele udanych płyt. Wciąż był jednak człowiekiem w miarę młodym, bo liczył wówczas zaledwie 39 lat. Przed nim było jeszcze wiele płyt do nagrania i koncertów do przeprowadzenia.

Plakat po obu stronach jest czarno-biały. Na stronie A jest widoczny napis z nazwą zespołu, a także kilka mozaikowo ułożonych fotografii przedstawiających ówczesnych jego członków: Edgara Froesego (z długimi blond włosami i brodą), Chrisa Franke (w okularach), Johannesa Schmoellinga (krótko obcięty) i Klausa Krügera (z brodą i kręconymi ciemnymi włosami).

Na stronie B plakatu znalazł się opis przygotowany przez Krzysztofa Domaszczyńskiego, dyżurnego dziennikarza muzycznego "Razem". Obejmował on dokładny spis wszystkich płyt i utworów TD do albumu "Logos" wydanego w grudniu 1982 r., a także opis historii zespołu. W tym ostatnim szczególną uwagę zwrócono na albumy nagrane dla wytwórni Virgin, kiedy zespół odnosił największe sukcesy komercyjne i artystyczne. W tekście wykorzystano też fragmenty wywiadów z liderem drukowanych pierwotnie w zachodniej prasie muzycznej.

W czasach mojej młodości muzykę jaką grał TD nazywano elektronicznym rockiem. Obecnie na opisanie gatunku w jakim grał ten zespół używa się określeń: Electronic, Avant-Garde, Stage & Screen, Pop/Rock, New Age, a w ich ramach precyzuje się style w jakich tworzył na: Ambient, Experimental Electronic, Film Score, Art Rock, Kraut Rock, Prog-Rock, Keyboard/Synthesizer/New Age, Progressive Electronic, Berlin School. Taka wielość gatunków i stylów sprawia, że praktycznie każdy fan może w ich muzyce znaleźć coś dla siebie.

Gatunek i styl muzyki TD zmieniał się w zależności od etapu historii tego zespołu i okresu jego działalności. Najbardziej trudny w odbiorze i awangardowy był okres pierwszy tzw. The Pink Years, pomiędzy 1969-1972 r., kiedy grupa nagrała swe cztery pierwsze płyty: "Electronic Meditation" (1970), "Alpha Centauri" (1971), "Zeit" (1972) i "Atem" (1973). Pierwsze trzy z nich wydala mała niemiecka wytwórnia Ohr Records.

Najbardziej znaczący w dorobku i dla muzyki popularnej był drugi okres jej działalności zwany The Virgin Years przypadający na okres 1973-1983. Grupa nagrała wówczas 13 albumów, z których przynajmniej połowa należy do kanonu rocka elektronicznego, m.in. "Phaedra" (1974), "Rubycon" (1975), "Richochet" (1975), "Stratosfear" (1976), "Encore" (1977), "Force Majeure" (1979), "Quichotte" (1980).

W okresie zwanym The Blue Years datowanym na lata 1983-1988 zespół nagrał 6 płyt, z których przynajmniej 3 uważa się za dobre: "Poland" (1983), "Green Desert" (1986) i "Underwater Sunlight" (1986).

Na osobną uwagę zasługują także płyty ze ścieżkami dźwiękowymi do filmów stworzone przez zespół. Pierwszą z pły7t o takim charakterze był album z muzyką do filmu "Sorcere" (1977), później pojawiły się następne. Obok wspomnianego za najwartościowsze z nich należy uznać: "Thief" (1981), "The Keep" (1983), "Firestarter" (1984), "Legend" (1985), i "Near Dark" (1987). W późniejszych latach ukazało się jeszcze wiele przygotowanych przez niego soundtracków, ale żaden z nich nie zyskał szerszej popularności.

Niestety począwszy od końca lat 80. Edgar Froese zatracił gdzieś swe naturalne niemieckie umiarkowanie na rzecz beztroskiego wydawania każdego dźwięku jaki nagrał. Po części spowodowane to było brakami funduszy, a później także jego sporem z wytwórnia Virgin, której niegdyś sprzedał prawa autorskie swych nagrań. Dodatkowo towarzyszyła temu częściowa zmiana stylu jego formacji. Zamiast dominujących dotąd długich utworów pojawiły się krótsze za to o bardziej błahej melodyce i rytmice. W ten sposób w okresie pomiędzy 1988 a 2015 rokiem zespół wydal kilkadziesiąt płyt studyjnych i koncertowych. Trudno się w nich połapać nawet miłośnikom TD, a co dopiero postronnym fanom. Froese wznowił także dawne klasyczne albumy TD nagrywając je na nowo i wydając w nowych okładkach. Podobnie postąpił ze swymi płytami solowymi. Postępując w ten niefrasobliwy sposób zniszczył własną legendę.

W ciągu swej historii grupa wiele razy zmieniała swój skład, ale jego podstawą zawsze był kompozytorski i duchowy wkład jej lidera, a także gitarzysty i wirtuoza instrumentów elektronicznych Edgara Froese. W pierwszym, najbardziej awangardowym okresie swej działalności, współpracowali z nią także inni znani później kompozytorzy i instrumentaliści tworzący muzykę elektroniczną: Klaus Schulze i Conrad Schnitzler. Jednak główną podporą klasycznego składu TD byli dwaj inni muzycy: Peter Baumann (organy, syntezatory, pianino, flety) i Christopher Franke (syntezatory, perkusja). To właśnie w tym składzie nagrała swe najlepsze albumy w latach 70.

Peter Baumann był tym, który nadal muzyce TD głębię poprzez wprowadzenie do ich elektronicznego brzmienia instrumentów akustycznych i ciszy jako kontrapunktu dla rozwlekłych elektronicznych improwizacji. Z kolei Chris Franek był odpowiedzialny za tak lubianą przez fanów brzmienia berlińskiego sekwencyjną motorykę w muzyce tej grupy.

W okresie gdy przyjechała do Polski w jej składzie od dawna nie było już Baumanna, którego w 1979 r. zastąpił Johannes Schmoelling (instrumenty klawiszowe) grający z nią do 1985 r. Dwa lata później odszedł od niej także Chris Franke. Wspomniane zmiany personalne miały znaczący wpływ na ogólne brzmienia muzyki grupy TD i jakby ostatecznie kończyły najbardziej twórczy okres w jej historii.

Ważniejszymi instrumentalistami jacy występowali z nią od końca lat 80. do śmierci lidera byli: Paul Haslinger (keyboards, guitars), Jerome Froese (keyboards, guitars), Linda Spa - saxophone (flute, saxophone, keyboards), Iris Camaa (percussion, V-drums) i Thorsten Quaeschning (keyboards, drums, vocals).

Przy tej okazji muszę podzielić się refleksją osobistą. Dla mojego pokolenia wychowanego w PRL niemiecki zespół Tangerine Dream był nie tylko jeszcze jednym zespołem rockowym grającym dziwną elektroniczną muzykę, ale także uosobieniem marzeń o lepszym świecie. Wszakże co jak co, ale RFN, czyli Republika Federalna Niemiec, choć oczywiście wróg numer jeden twardogłowej komunistycznej propagandy, jednocześnie była jej niedościgłym wzorem jeżeli chodzi o rozwój gospodarczy i bogactwo.

W tamtym czasie wielu dawnych mieszkańców Górnego Śląska miało jakichś krewnych w "Efie", jak mówiono na RFN, którzy przysyłali im paczki z różnymi wiktuałami i kolorowymi katalogami najnowszych sprzętów o jakich w Polsce można było tylko zamarzyć. Ludzie z innych części Polski zazdrościli Ślązakom tych paczek, ale też nie wszyscy co mieszkali na Śląsku się na nie mogli załapać. Przykładowo ja należałem do takiej śląskiej rodziny, która paczek z "Efu" nigdy nie dostawała. Co więksi szczęściarze dostawali w tychże paczkach także płyty winylowe, w tym nagrania zespołu TD. Taką paczkę z płytą tej grupy dostał wówczas jeden z moich dalszych znajomych. Niestety, ja mogłem tylko pomarzyć o paczce z taką zawartością dla siebie.

czwartek, 8 kwietnia 2021

Reinhard Lakomy, Zsuzsa Koncz, Flamengo – biografie z magazynu „Razem”, początek lat 80. XX w.

 

Tym razem przedstawiam biografie tylko trzech wykonawców, w tym dwóch z nieistniejących już krajów. Reinhard Lakomy to muzyki byłej NRD m.in. twórca muzyki elektronicznej, Zsuzsa Koncz – to węgierska piosenkarka, a Flamengo to zespół z Czechosłowacji. Obecnie wszyscy oni są w Polsce mało znani lub prawie zapomniani.

poniedziałek, 8 marca 2021

Jethro Tull oraz Jefferson Airplane i Jefferson Starship - biografie w magazynie "Razem" z 1980 i 1982 r.


Obecnie brytyjski zespół Jethro Tull czy amerykański Jefferson Airplane oraz jego późniejsza emanacja w postaci grupy Jefferson Starship są klasykami muzyki rockowej, ale też nie budzą już większych emocji u słuchaczy.

W czasach mojej młodości, a więc na przełomie lat 70. i 80. XX w., brytyjski zespół Jethro Tull był jedną z największych gwiazd rocka. W tamtym okresie zespół był już po kilku zmianach personalnych i transformacji stylistycznej, gdyż przeszedł od grania od blues rocka, przez rock progresywny, następnie folk rock inspirowany folklorem Szkocji, by u schyłku dekady przeobrazić się w zespół grający modny wówczas synth pop.

Jego liderem był, i jest do dzisiaj, charyzmatyczny flecista i wokalista Ian Anderson, autor intrygujących tekstów i kompozytor prawie całej muzyki grupy. To właśnie używanie w muzyce grupy fletu, instrumentu w sumie dość rzadko wykorzystywanego w muzyce rockowej, zdecydowało o jego oryginalności brzmieniowej.

W latach 70. płyty Jethro Tull często gościły na antenie radiowej, ale nie mogę o tym zbyt wiele powiedzieć, bo jeszcze wówczas nie słuchałem systematycznie muzyki. Nastąpiło to dopiero z chwilą, gdy w lutym 1980 r. kupiłem swój pierwszy radiomagnetofon "Maja", a zintensyfikowało się wkrótce później, gdy mój Ojciec kupił nasze pierwsze rodzinne stereo w postaci zestawu "Kleopatra 2 A".

Najbardziej pamiętną dla mnie prezentacją nagrań zespołu Jethro Tull w Polskim Radio było nadanie trzech pierwszych płyt tej grupy w kilku audycjach z cyklu "Muzyczna Poczta UKF", co miało miejsce w okresie od końca kwietnia do drugiej połowy maja 1980 r. Oczywiście prowadzącym był Piotr Kaczkowski.

Nadano wówczas następujące płyty: "This Was" (1968 r.), "Stand Up" 1969 r.) i "Benefit" (1970 r.). Z tej prezentacji pamiętam dwie rzeczy: że najbardziej podobały mi się albumy: pierwszy i trzeci, a także fakt, że zabrakło mi kaset stąd nie mogłem ich nagrać na magnetofonie i z tego powodu byłem bardzo przygnębiony.

Zespół Jethro Tull był także jednym z nielicznych, którego płytę wydano legalnie w Polsce okresu PRL. Chodzi o album "Stormwatch" z 1979 r. wydany u nas przez wytwórnię Tonpress jeszcze w roku jego oryginalnego wydania. Wcześniej, na jednej z płyt składankowych wydanych także przez tę samą wytwórnię, ukazał się także krótki utwór "Moths" pierwotnie wydany na singlu w 1978 r.

Dużą ciekawostką jest także to, że choć w okresie PRL Telewizja Polska nie rozpieszczała fanów prezentacjami muzyki rockowej na szklanym ekranie, to jednak pewnego dnia w 1978 r., a więc jak jeszcze nie słuchałem systematycznie muzyki, a jedynie od przypadku, nadała bezpośrednią transmisję z koncertu tego zespołu z hali Madison Square Garden w Nowym Jorku.

Obecnie koncert ten dostępny jest w wersji na CD i DVD pod tytułem "Jetro Tull Live At Madison Square Garden 1978". Formalnie wydano go  dopiero w 2009 r. Nie uczyniono tego wcześniej, bo w znacznej mierze powielał on repertuar koncertu "Bursting Out".

Pamiętam, że jak go oglądałem w TVP byłem w szoku, bo grane utwory były jakieś takie mało przystępne i skomplikowane, muzycy bardzo się wczuwali, co było dla mnie dziwne, bo uważałem wówczas że udają zachwyt nas własnymi dziełami, a publiczność klaskała i się cieszyła, kiedy moim zdaniem nie było się czym zachwycać, bo muzyka była niemelodyjna i jakaś taka dziwna.

TVP transmitowała ten koncert na żywo w ramach jakiegoś eksperymentu technicznego (co podkreślano prze zapowiedzi) z przesyłem danych za ocean. Z tego co się już kiedyś zorientowałem mało kto pamiętał o tym wydarzeniu. Nawet ja sam po latach zacząłem się zastanawiać czy taki koncert w ogóle miał miejsce, bo przecież było z niego żadnej płyty, czy później wydanej kasety VHS z zapisem na wideo.

Dużo większe znaczenie, bo w pełni świadome, miało dla mnie zapoznanie się z albumem "Bursting Out" z 1978 r. Obszerne fragmenty tego koncertu pozyskał nagrane na kasecie magnetofonowej mój kuzyn Franciszek K. Umożliwił mu to jeden z kolegów ze szkoły średniej w Bielsku-Białej, do jakiej wówczas chodził. Dokładnie rzecz biorąc była to kaseta "Superton" C-60 wyprodukowana przez zakłady Wiskord-Szczecin.

W związku z tym, że koncert ten w całości ma ponad 80 minut, a wspomniana kaseta mogła pomieścić tylko 60 minut muzyki to cześć nagrań nie została po prostu na niej nagrana. Mój kuzyn nie miał wtedy magnetofonu, więc przyszedł przesłuchać tę kasetę do mnie. Pamiętam, że gdy po raz pierwszy jej słuchałem pod koniec 1979 r. to ten koncert kompletnie mi się nie podobał, bo nie byłem przygotowany do słuchania takiej muzyki (wtedy byłem fanem Boney M. itp).

Paradoks polegał na tym, że dzięki przyspieszonej edukacji muzycznej już pod koniec 1980 r. płytę tę kupiłem na bazarze w Katowicach w wersji winylowej (o swoich przygodach z tzw. czarnym rynkiem płyt w PRL napiszę kiedyś osobno). Okładka i same płyty były mocno podniszczone, za to drogie jak cholera, mniej więcej kosztowały równowartości obecnych ok. 1.800 zł.

W prezentowanym tekście biografię zespołu Jethro Tull doprowadzono do albumu "The Broadswoard And The Beast" (1982) - jednego z mniej udanych w jego dyskografii, ale i tak o niebo lepszego niż tragicznie złe płyty: "A" (1980) i "Under Wraps" (1984).

Płyta "The Broadswoar..." budziła duże kontrowersje także wśród samych dziennikarzy muzycznych, i jakby na przekór własnemu środowisku P. Kaczkowski wybrał jeden z utworów z tego albumu ("Cherio")  jako sygnał dźwiękowy audycji "Minimax".

Z klei zespół Jefferson Airplane był już wówczas nie tylko klasykiem psychodelicznego rocka, ale także jego żywa legendą. Problem w tym, że zgodnie z zaleceniami władz w Polskim Radio w okresie PRL ograniczano prezentację wykonawców amerykańskich jako obcych nam kulturowo i ustrojowo.

Jako osobnik pochodzący z niezbyt zamożnej rodziny, i to dodatkowo jeszcze bez szerszych kontaktów zagranicznych, w młodości mogłem jedynie marzyć o posłuchaniu płyt tej grupy. Pamiętam, że pomimo ogromnej chęci zapoznania się z twórczością Jefferson Airplane i The Grateful Dead nie mogłem wówczas ziścić swych pragnień, bo żadna znana mi osoba nie miała ich płyt, a w radio nie były prezentowane (albo bardzo rzadko).

Nie licząc prezentacji pojedynczych nagrań, pierwszy raz spotkałem się całościową prezentacją płyt tej grupy w audycji "Kanon muzyki rockowej" prowadzonej przez Piotra Kaczkowskiego. W dniu 20 II 1984 r. zaprezentował on klasyczny koncertowy album tej grupy pt.: "Bless Its Pointed Little Head" (1969). Pamiętam, ze byłem bardzo zły, że wybrał akurat tę płytę do prezentacji, bo bardzo liczyłem jednak na legendarny album "Surrealistic Pillow".

Ten ostatni album, a więc płytę "Surrealistic Pillow" (1967), zaprezentowano dopiero w audycji "Godzina/Muzyka dla kolekcjonerów nagrań" nadanej w Programie II Polskiego Radia w dniu 16 VI 1985 r. Atrakcja była tym większa, że prezentacja miała miejsce w systemie stereo, co wówczas było wielka atrakcją. Pamiętam, że prowadząca program specjalnie podkreślała, że prezentacja tej płyty na antenie radiowej była możliwa dzięki uprzejmości Romana Waschko, który jako jeden z nielicznych wówczas w Polsce dziennikarzy muzycznych, czy fanów miał jej prywatny egzemplarz.

poniedziałek, 8 lutego 2021

Tangerine Dream, Holger Czukay, Saxon, Uriah Heep - recenzje płyt z magazynu „Razem” z lat 1980-1982?.




Tangerine Dream – „White Eagle” (1982)
Holger Czukay – „On The Way To The Peak Of Normal” (1981)
Saxon – „The Eagle Has Landed (Live)” (1982)
Uriah Heep – „Abominog” (1982)

Wszystkie recenzje przygotował Karol Majewski (choć tylko pod jedną jest podpisany). Najlepszym z tych albumów, ale też najbardziej nieprzystępnym jest płyta Holgera Czukaya – basisty niemieckiej grupy Can. To zresztą jeden z moich ulubionych albumów, szkoda że tak mało znany i doceniany.

Najgorszą z prezentowanych tutaj płyt jest album grupy Tangerine Dream. Na szczęście po okresie niemocy jakim był ten bardzo wtórny i nudny album grupa odzyskała wigor wraz z albumem „Hyperborea” (1983).

Album Saxon to obecnie koncertowy klasyk rocka lat 80. Natomiast płyta grupy Uriah Heep to trochę niesłusznie zapomniana i całkiem dobra płyta (choć nieco w innym stylu niż te jakie grupa nagrywała w pierwszej połowie lat 70.).

poniedziałek, 11 stycznia 2021

Ognisty Mańkut, rzecz o gitarach i wzmacniaczach używanych przez Jimi Hendrixa - artykuł w magazynie „Razem” z 1987 r.(?)



Jimi Hendrix, był obok The Beatles, najczęściej opisywanym muzykiem rockowym na łamach „Razem” w okresie PRL. Poniższy artykuł przygotował Krzysztof Domaszczyński na podstawie materiałów z zachodniej prasy muzycznej, a konkretnie magazynów: „Guitar Player” i „Masters Of Metal”. To jednak - jak sugeruje podtytuł - nie kolejna biografia Hendrixa, a fachowe omówienie używanego przez niego sprzętu grającego.

Z powodu ograniczonego dostępu do bezpośrednich źródeł informacji polscy dziennikarze muzyczni w okresie PRL z konieczności często musieli się uciekać do przekazywania informacji pozyskanych z zagranicznej prasy muzycznej, a więc z drugiej ręki. Oczywiście nie było mowy o żadnych autoryzacjach, czy opłaceniu licencji za tekst i drukowane razem z takim opracowaniem fotografie.

Jednak dzięki tym wszystkim publikacjom z okresu PRL żyjące wówczas pokolenie polskich fanów rocka mogło poczytać sobie o tym co dzieje się w muzyce w wielkim świecie. W tamtym czasie nie było żadnej innej możliwości pozyskania takich informacji dla większości zwykłych melomanów. Jedynie nieliczni mieli bezpośredni dostęp do zachodniej prasy muzycznej.