niedziela, 30 grudnia 2018

James Blood Ulmer – recenzje albumów „Black Rock” i „Odyssey” w magazynie „Razem” z 1984 r.


James Blood Ulmer (ur. 2 II 1942 r.) to amerykański gitarzysta jazzowy, bluesowy i free funkowy, mało znany masowej publiczności, a bardzo znany wśród koneserów rocka i jazzu.

W ciągu wieloletniej kariery zapoczątkowanej w końcu lat 70. nagrał kilkadziesiąt płyt z których przynajmniej kilka zasługuje na miano arcydzieł. Na pewno na takie miano zasługują obie omawiane w tych recenzjach albumy: „Black Rock” (1982) i „Odyssey” (1983) wybrane w epoce do zrecenzowania na łamach „Razem” przez Karola Majewskiego.

niedziela, 23 grudnia 2018

Geri Reig – sposób życia. Artykuł w magazynie „Razem” z początku lat 80.

W 1980 r. niemiecki zespół Der Plan wydał album pt.: Geri Reig” z eksperymentalną muzyką elektroniczną inspirowaną muzyką ludową, popem oraz dokonaniami amerykańskiego zespołu The Residents. Od nazwy tej płyty zaczęto nazywać cały nurt podobnej eksperymentalnej muzyki rockowej jaki się wówczas zrodził.

Opis tego nurtu muzycznego i jego amerykańską genezę, w tym jego nazwy, dobrze opisuje prezentowany tutaj artykuł Kamila Sipowicza.

niedziela, 16 grudnia 2018

Rick Wakeman - "Six Wives Of Henry VIII" (1973) - opis w rubryce "Kanon muzyki rockowej" w magazynie "Razem" z 1983 r.

"Kanon muzyki rockowej" to audycja muzyczna nadawana w Programie III PR w okresie od 14 III 1983 r. do 3 XI 1986 r. Jej celem była chęć udostępnienia szerokiemu gronu słuchaczy nagrań z klasyką muzyki rockowej. Pomysłodawcą tej audycji i jej głównym prowadzącym był Piotr Kaczkowski - znany prezenter muzyczny PR.

Z podobnym pomysłem, tyle że w wersji drukowanej wystąpił także Karol Majewski, pracujący wówczas m.in. jako dziennikarz muzyczny magazynu "Razem". Początkowo przygotował nawet samodzielnie jedną, lub kilka, recenzji w ramach działu także nazwanego przez siebie "Kanon muzyki rockowej", w tym recenzję pierwszego albumu zespołu Chicago.

Widząc ogromne zainteresowanie taką formułą redakcja muzyczna "Razem" doszła do porozumienia z redakcją muzyczną Programu III PR i ustaliła, że kolejne prezentacje płyt w radiu będą skorelowane z recenzjami tych samych płyt w ramach drukowanego w "Razem" cyklu artykułów pod wspólną nazwą "Kanon muzyki rockowej"

Nie wiem ile w sumie zaprezentowano w magazynie "Razem" opisów płyt w ramach rubryki "Kanon muzyki rockowej". W moim prywatnym archiwum zachowały się tylko trzy takie opisy.

Dzisiaj prezentuję pierwszy z nich, czyli słynny album Ricka Wakemana pt.: "Six Wives Of Henry VIII" z 1973 r. Wakeman zamieścił na nim instrumentalne portrety sześciu żon angielskiego króla Henryka VIII. Wielki sukces tej płyty sprawił, że muzyk ten opuścił macierzystą formację Yes w której grał wówczas na instrumentach klawiszowych i rozpoczął owocną karierę solową.

Album Ricka Wakemana pt.: "The Six Wives Of Henry VIII" nadano w wersji dźwiękowej w Programie III Polskiego Radia w audycji "Kanon muzyki rockowej" 31 X 1983 r.

Przy tej okazji chciałbym dodać że w sieci jest wiele stron prezentujących tzw kanoniczną muzykę rockową. Jedną z bardziej godnych uwagi, także z powodu tyłu jest ta na stronie:
http://www.kanon-rock.com.pl/

czwartek, 6 grudnia 2018

David Bowie – plakat i opis w magazynie "Razem" z 1984

 

David Bowie (1947-2016), a właściwie David Robert Jones, był jedną z najważniejszych i najbarwniejszych postaci w świecie muzyki rockowej. Nagrywał też płyty w innych gatunkach, np. stylizacje soulowe, disco, czy dance, ale zawsze miały one korzenie w muzyce rockowej. Doraźnie był także aktorem teatralnym i filmowym. W młodości odnosił się z lekkim lekceważeniem do muzyki rockowej i nie wierzył, że można w oparciu o nią osiągnąć sukces artystyczny i finansowy, co potwierdzała nie najlepsza sprzedaż dwóch jego pierwszych płyt.

Po jego śmierci media, w tym także polskie, natychmiast przypomniały jego życiorys i osiągnięcia artystyczne. Głównym medium artystycznym jakiemu się poświęcał była muzyka, stąd jego dyskografia jest szczególnie imponująca. Jak każdy artysta przechodził okresy zwyżki i zniżki formy, ale nawet jego mniej udane płyty noszą wyraźne piętno jego osobowości. Z powodu licznych zmian stylu muzycznego i wizerunku Bowie nazywany jest „kameleonem rocka”.

Obecnie wiedza o jego osobie i dorobku artystycznym jest łatwo dostępna dla każdego dzięki biogramowi w polskiej Wikipedii, gruntownym opisom w wydanych w Polsce encyklopediach rocka, a także dzięki tłumaczeniu na język polski dwóch biografii tego artysty: Paula Trynki pt. „Starman. Dawid Bowie. Człowiek, który spadł na ziemię” i Marca Spita pt. „David Bowie. Biografia”.

W okresie PRL nie było jednak takich możliwości, stąd wiedza o biografii i dorobku Davida Bowie w Polsce była raczej nikła, a co za tym idzie jego muzyka nie była tak znowu powszechnie znana jak dorobek innych brytyjskich wykonawców, np. Pink Floyd.

Co więcej, w tamtych czasach David Bowie był w Polsce artystą mało znanym i mało popularnym i to się zbytnio nie zmieniło także po 1989 r. dowodem tego była konieczność odwołania jego występu w Polsce w 1997 r. z powodu bardzo słabej sprzedaży biletów na jego koncert.

Sam Bowie był w Polsce, a dokładniej w Warszawie, tylko raz, w 1973 r. podczas podróży pociągiem z Tokio przez Syberię i Moskwę do Berlina. Opisał to wówczas w prasie brytyjskiej, a za nim polski dziennikarz Wiesław Weiss. Podczas tego krótkiego pobytu w Warszawie Bowie kupił płytę polskiego zespołu ludowego Śląsk, a następnie wykorzystał zasłyszane na niej "helokanie" w utworze "Warszawa" umieszczonego na płycie "Low" (1977).

Pierwszy w miarę rzetelny opis jego twórczości autorstwa Wiesława Weissa pojawił się w czasopiśmie „Jazz. Magazyn Muzyczny” dopiero w 1977 r. w nr. 4. Ten sam autor ponowił temat opisu dorobku Davida Bowie w „Magazynie Muzycznym Jazz” nr 6 z 1983 r.

Najobszerniejszym opracowaniem dotyczącym Davida Bowie jakie ukazało się w PRL była wieloczęściowa monografia przygotowana przez Grzegorza Brzozowicza i Przemysława Mroczka. Opublikowano ją w „Magazynie Muzycznym” nr 9-12 w 1989 r., a więc u kresu systemu komunistycznego w Polsce.

W okresie PRL znacznie istniejesz znacznie niż same opisy zachodniej muzyki miało jej udostępnianie w radio, gdyż większość melomanów w kraju, a już zwłaszcza młodzież nie miała środków na zakup drogich zachodnich płyt. W latach 70. płyty Davida Bowie grano w Polskim Radio incydentalnie, w miarę jak ukazywały się na rynku. Oczywiście w swych audycjach prezentowali je w wersji monofonicznej dzisiaj już legendarni prezenterzy Programu Trzeciego. Pod koniec tej dekady pojedyncze płyty Bowiego udostępniano też w audycjach stereo w ówczesnym Programie IV.

Po raz pierwszy całą dyskografię Davida Bowie przedstawił Grzegorz Wasowski w kilkunastu audycjach z serii „Katalog Nagrań” emitowanych w okresie od 10 XI 1986 r. do 27 IV 1987 r. Dzięki tej prezentacji obejmującej okres od 1967-1986 r. polscy słuchacze mogli zapoznać się z wszystkimi płytami studyjnymi tego artysty, a także wydanymi przez niego albumami koncertowymi i innymi wybranymi utworami.

Bardziej masową publiczność w Polsce David Bowie zyskał głównie dzięki płytom nagranym w latach 80., a w szczególności albumowi „Let's Dance” (1983). Zawarte na nim stylizacje disco, a także towarzyszący temu albumowi „wybuchowy” teledysk często emitowany był także w Telewizji Polskiej co sprzyjało popularyzacji muzyki Davida Bowie w naszym kraju.

Pierwszych nagrania Davida Bowie usłyszałem przypadkowo w jakiejś audycji Trójkowej już w 1980 r. Z całokształtem jego dokonań muzycznych zapoznałem się jednak dopiero dzięki prezentacji jego muzyki w „Katalogu”. Najbardziej cenię jego płyty z lat 70, a zwłaszcza albumy: „The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars” (1972), „Low” (1977) i „Heroes” (1977), a także niektóre pojedyncze dokonania z późniejszego okresu, np. album „1.Outside” (1995).

Jakbym miał powiedzieć co najbardziej lubię w jego twórczości? To powiem, że wszechstronność i ciągłe poszukiwania artystyczne. W ich wyniku powstały dzieła ze wszech miar oryginalne, melodyjne, ale nie banalne, ciekawe ale nie przeintelektualizowane. O jego geniuszu dobrze świadczy już jego pierwszy wielki przebój „Space Oddity" (1969), w sumie zwykła ballada ale z jakimś ukrytym mistycznym przesłaniem.  Gdy się jej słucha dosłownie czuję się osamotnienie Majora Toma w kosmicznej kapsule a zarazem nieogarniętą pustkę kosmosu oraz nicość samotnego człowieka.

Dołączony do tego tekstu kolorowy plakat z wizerunkiem Davida Bowie opublikowany został w tygodniku „Razem” w 1984 r. Przedstawia on tego artystę w charakterystycznym nazbyt dużym jasnym garniturze i dokumentuje jego wizerunek sceniczny z okresu promocji albumu „Let’s Dance”.

Na drugiej stronie rozkładówki z plakatem zamieszczono kilka zdjęć dokumentujących różne etapy kariery Davida Bowie, ze szczególnym zwróceniem uwagi na jego dokonania filmowe, a także dość obszerny tekst z jego biografią artystyczną przygotowany przez Annę Dąbrowską.  Owa autorka napisała go na podstawie tekstów o tym artyście przygotowanych wcześniej i opublikowanych przez W. Weissa.

W końcowej partii tego tekstu jest mowa o najnowszym wówczas filmie „Żądza” (1983) w jakim wystąpił David Bowie. Obecnie film ten znany jest w Polsce pod nazwą „Zagadka nieśmiertelności”, a jego angielski oryginał nosi nazwę „The Hunger”. To pokazuje jak w Polsce tragicznie tłumaczy się tytuły obcojęzycznych filmów.

W okresie po 1989 r. najobszerniejszy i bogato ilustrowany w kolorze opis całości biografii Davida Bowie przygotowała redakcja pisma „Teraz Rock” w nr 9 z 1998 r. Jego nową zupełnie inną, ale poszerzoną o kolejne lata kariery wersję przygotowano w miesięczniku „Teraz Rock” nr 3 z 2013 r.

niedziela, 25 listopada 2018

John Lennon – „… i niech tak już zostanie” artykuł ze „Świata Młodych” 1980/1981?

Wkrótce minie 38 lat od dnia, w którym został zamordowany John Lennon. To oczywiście lider zespołu The Beatles, kompozytor, wokalista, gitarzysta, a także performer, biznesmen, polityk oraz  jedna z ikon pop kultury XX w. Lennon został ciężko ranny w dniu 8 XII 1980 r. ok. godz. 22.50 po strzałach z pistoletu w bramie kamienicy Dakota w Nowym Jorku, gdzie mieszkał. Po przewiezieniu do szpitala zmarł. Budynek kamienicy Dakota pochodzi z lat 80. XIX w. i do chwili obecnej znajduje się w centrum Nowego Jorku. W jego wnętrzach toczyła się m.in. akcja filmu Romana Polańskiego „Dziecko Rosemary”.

Jego zabójcą był Mark David Chapmann (ur. 10 V 1955 r.), syn zawodowego wojskowego z Teksasu. Był on ogarnięty obsesją na punkcie Lennona, stąd poślubił Japonkę, aby żyć tak jak jego idol. Gdy jednak dowiedział się, o powrocie Lennona do czynnej działalności artystycznej, a także uzmysłowił sobie jak bogatym był człowiekiem, nagle poczuł do niego ogromną nienawiść. Głosy w głowie skłoniły go do podjęcia planu zabicia swego dotychczasowego idola. Jednak zanim Chapmann to zrobił, to ok. godz. 16.00 po południu w bramie Dakoty uzyskał od niego autograf na jego najnowszej wówczas płycie - „Double Fantasy”.

Ideowym wzorem dla Marka Chapmana był Holden Caulfield, fikcyjna postać literacka, będąca głównym bohaterem powieści „Buszujący w zbożu” amerykańskiego pisarza Jerome Davida Salingera (zm. 2010 r.). Był to nastoletni buntownik szwendający się bez celu po Nowym Jorku. O zabójstwie Lennona opowiada m.in. amerykański film "Chapter 27" (Rozdział 27) w reż. Jarretta Schaeffera z 2007 r.

W połowie lat 70. XX w. Lennon wycofał się z czynnego życia artystycznego. Po ponownym zejściu się z Yoko Ono nagrał z nią album „Double Fantasy” wydany w Stanach Zjednoczonych 17 X 1980 r. Promował go singiel „(Just Like) Starting Over”. Na albumie tym znalazły się utwory skomponowane przez Lennona (bardziej melodyjne i piosenkowe) i bardziej awangardowe (skomponowane przez Yoko). Wydała go mała i nieznana wówczas wytwórnia Geffen, która dzięki zawartemu z Lennonem na krótko przed jego śmiercią kontraktowi, bardzo się  wzbogaciła.

Załączony wycinek ze „Świata Młodych” z 1980 r. (może to być też początek 1981 r.) bezpośrednio nawiązuje do morderstwa Jona Lennona i przypomina jego dorobek artystyczny. Widać, że ówczesna polska prasa nie miała dostępu do najnowszych materiałów dotyczących Lennona, w tym do ilustracji. Nie ma tutaj bowiem ani jednego zdjęcia pokazującego wygląd Lennona w 1980 r., a przecież zachodnie media miały na fotografiach liczne wizerunki dojrzałego Lennona, a nawet moment, jak Chapmann podpisuje mu egzemplarz płyty „Double Fantasy” w dniu zabójstwa.

niedziela, 18 listopada 2018

Budgie – wspomnienie trasy koncertowej w Polsce latem 1982 r. w magazynie "Panorama", 1982/1983?

 

Pierwszy nagrania walijskiego tria Budgie („Papużka”) w Polskim Radio przedstawił Piotr Kaczkowski na początku lat 70. XX w. Jak wspomina: „Płytę Budgie kupiłem, bo zafascynowała mnie okładka. W ten sposób średnio popularny na wyspach zespół wszedł u nas do rockowego kanonu, obok Led Zeppelin czy Black Sabbath”. Kaczkowski miał tutaj na myśli dokładnie to, że w tamtym czasie Budgie uważano w Wielkiej Brytanii jedynie za jedną z grup naśladujących wspomniane powyżej zespoły.

I choć muzyka grupy, zwłaszcza na dwóch pierwszych płytach, wykazywała pewne podobieństwo do obu tych grup, także oparta była na ciężkim rocku, to jednak od początku miała w sobie też wiele oryginalności (o tym dalej). Najpełniej uzewnętrzniła się ona na trzecim albumie pt. „Never Turn Your Back On A Friend” z 1973 r. Obecnie uważa się go za najlepszą płytę w dorobku zespołu, a samo Budgie za jednego z klasyków hard rocka. Znalazły się na niej kanoniczne dzisiaj utwory: „Breadfan” i „Parents” a także rewelacyjna przeróbka pierwotnego bluesa „Baby Please Don’t Go” najbardziej znanego z wersji wykonywanej w latach 60. przez Van Morrisona i grupę Them.

Jak już wspomniałem oryginalność zespołu z okresu debiutu nie tyle polegała na samym fakcie łączenia fragmentów elektrycznych z akustycznymi i balladowych z hard rockowymi, bo to robili także Led Zeppelin i Black Sabbath, ale na tym, że Budgie robiło to w nieco inny sposób niż oba te zespoły. Największy wpływ na to miało na pewno pochodzenie grupy z odległej – z punktu widzenia Londynu – Walii. Była to z tamtej perspektywy, kraina obca narodowo (Walijczycy to nie Anglicy ani też Szkoci) i społecznie (był to głównie rejon osad robotniczych, których ludność pracowała w miejscowych kopalniach węgla i hutach żelaza).

Pod pewnymi względami Walia przypomina inne okręgi przemysłowe w Europie, a w Polsce rejon ówczesnego woj. katowickiego, a sami Walijczycy - Górnoślązaków. Świadomość odmiennej tożsamości, pewnej izolacji od centrów kulturowych, a także poczucie pewnego odrzucenia na pewno miały wpływ na mentalność i wrażliwość członków zespołu Budgie, a to przełożyło się na ich muzykę. W ten sposób stała się ona bliska także innych ludziom odczuwającym podobnie otaczającą rzeczywistość. W chwili, gdy zespół odszedł od tych pierwotnych inspiracji stracił oryginalność, upodobnił się do innych grup hard rockowych i wreszcie na przełomie lat 70. i 80. skomercjalizował się, co doprowadziło go do ostatecznego upadku.

Prezentowany tutaj materiał prasowy o koncertach Budgie w Polsce w 1982 r. opublikowano w tymże roku w wydawanym w ówczesnym woj. śląskim tygodniku „Panorama” w rubryce muzycznej pt.” „Z przebojem przez lato”. Przygotował go popularny wówczas dziennikarz muzyczny Zygmunt Kiszakiewicz. Przytaczam tutaj całość tego materiału, więc nie będę go szerzej opisywał.

Po upływie wielu lat, na pytanie jak wspomina trasę koncertową w Polsce z lata 1982 r. jej basista a zarazem lider Burke Shelley odpowiedział: „To była najwspanialsza trasa, jaką kiedykolwiek zagrałem w całym życiu”.
W tym czasie zespół występował w składzie: Burke Shelley (śpiew, gitara basowa), John Thomas (gitara, śpiew) i Steve Wiliams (perkusja). Zespół zagrał wówczas 17 koncertów w czternaście dni. W repertuarze miał głównie utwory najnowszego wówczas albumu „Deliver Us From Evil” (1982 r.). W związku z tym, że polska publiczność domagała się starych utworów grupy, to niektóre z nich zostały awaryjnie włączone do repertuaru koncertowego w Polsce. Jednak nie wszystkie, gdyż nowsi członkowie zespołu nie znali tych utworów i nie byli w stanie ich odtworzyć podczas koncertów.

Czas ówczesnych koncertów w Polsce przypadł na okres, kiedy kariera Budgie znalazła się na skraju ostatecznego załamania. Było to skutkiem osłabienia formy zespołu i wydania przez niego kilku niezbyt udanych płyt studyjnych na przełomie lat 70. i 80. Szczególnie zła sprzedaż wspomnianego już albumu „Deliver Us From Evil” jeszcze pogłębiła kryzys zespołu. Na tej płycie grupa ostatecznie odeszła od swoich hard rockowych korzeni w kierunku popu, co zniechęciło do niej dawnych fanów, a nie przysporzyło jej nowych. Wkrótce później zespół uległ rozwiązaniu.

Na marginesie tego warto podkreślić, że wiele z przyjeżdżających do PRL na początku lat 80. wykonawców zachodnich znajdowało się w poważnym kryzysie artystycznym – podobnie było także z grupą UFO. Przypuszczalnie koncerty w biednej i izolowanej Polsce stanu wojennego były jednym ze sposobów reklamy dla tych zespołów, a dla władz komunistycznych w Polsce tanim sposobem pozyskania popularnych wśród młodych wykonawców świata zachodniego, a tym samym rozładowania frustracji młodzieży.

Pełną dyskografię zespołu Budgie po raz pierwszy w Polsce zaprezentowano dopiero w audycji „Katalog Nagrań” (II-IV 1985 r.) przygotowywanej przez Grzegorza Wasowskiego a nadawanej w Programie Trzecim Polskiego Radia. W późniejszych latach utwory Budgie często też prezentował m.in. Tomasz Beksiński.

Także dla mnie prezentacja w „Katalogu” była tą, która pozwoliła mi na pełne poznanie twórczości zespołu Budgie. Wcześniej słyszałem w całości tylko album „Never Turn Your Back on a Friend” (1973) oraz pojedyncze utwory z dwóch pierwszy płyt. Także obecnie pierwsze pięć płyt zespołu Budgie jest mi szczególnie bliskie, bo odpowiada mojej wrażliwości muzycznej.

W polskiej prasie muzycznej dorobek zespołu Budgie po raz pierwszy najpełniej zaprezentowano w miesięczniku "Tylko Rock" nr 10 z 1996 r., a po raz drugi w jego bliźniaczej kontynuacji "Teraz Rock" nr 2 z 2004 r. W tym drugim wypadku, obok prezentacji całej historii zespołu i omówienia jego płyt, zamieszczono także rzadkie zdjęcie z 1982 r. przedstawiające członków Budgie z późniejszymi bardzo znanymi dziennikarzami muzycznymi: Wiesławem Weissem i Romanem Rogowieckim.

Pierwotnie wydawcami płyt zespołu Budgie  (oczywiście winylowych) były wielkie koncerny fonograficzne: MCA, A&M i RCA. Na początku lat 90. dyskografię tej grupy wznowiła na płytach kompaktowych wytwórnia Repertoire Records. W późniejszym okresie płyty zespołu wydawał m.in. Metal Mind Records i różne małe wytwórnie. Obecnie w sprzedaży dostępne są tylko wydania Budgie małych wytwórni, dość rzadkie a przez to drogie.

wtorek, 13 listopada 2018

Tangerine Dream - "Poland" (1984) / Marillion - "Script for a Jester's Tear" (1983) - recenzje w magazynie "Razem" z 1984-1985?

Tangerine Dream - "Poland" (1984)

Dzisiaj w kolekcji wycinków z prasy nie muzycznej PRL przedstawię dwie recenzje dwóch wydawnictw płytowych: podwójnego albumu koncertowego "Poland" (1984) niemieckiego zespołu Tangerine Dream i album "Script For A Jester's Ters" (1983) zespołu Marillion, wschodzącej gwiazdy neoprogresywnego rocka. Obie recenzje pochodzą z epoki i obie przygotował Karol Majewski, ówczesny dyżurny recenzent muzyczny magazynu "Razem".

Album "Poland" nagrany został 10 XII 1983 r. podczas koncertu zespołu Tangerine Dream w Polsce w warszawskiej sali Torwar. Zarejestrowane wówczas nagrania wydała mała wytwórnia Jive Electro w listopadzie 1984 r. na podwójnym albumie nazwanym "Poland (The Warsaw Concert)". Koncert i pierwsza płytę tego podwójnego wydawnictwa otwierała zapowiedź znanego polskiego prezentera radiowego i propagatora muzyki elektronicznej - Jerzego Kordowicza. Jednak faktycznie nie zapowiadał on tego koncertu na żywo, a jedynie z taśmy, bo w tym czasie był na zagranicznej delegacji. W sumie na albumie tym znalazły się tylko cztery długie instrumentalne kompozycje przy dwie z nich nawiązywały tytułami do naszego kraju i jego znanych miejsc historycznych ("Poland" i "Barbakane").

Napisana przez Majewskiego w epoce recenzja albumu "Poland" była dość chłodna. W jego ocenie album ten był zaledwie dobry i to tylko dlatego, że podrasowano go w studio nagraniowym, bo sam Majewski pamiętał te nagrania na żywo jako niezbyt porywające. Na początku swej recenzji jednoznacznie zresztą stwierdził, że najlepsze lata ten zespół miał już wówczas za sobą, a także że ostatnimi czasy znacznie ciekawsze płyty nagrywał jego lider Edgar Froese niż jego macierzysta formacja w komplecie.

W sumie trudno się nie zgodzić się z tą opinią, zwłaszcza z perspektywy tych dziesiątek przeciętnych płyt jakie grupa wydała w ciągu ostatnich 25 lat swej działalności. Ja uważam, że swe najlepsze albumy nagrała pomiędzy 1973 a 1979 rokiem, a za ich szczytowe osiągnięcie uznaję płytę "Stratosfear" (1977) z nieodżałowanym Peterem Baumannem w składzie.

Obecnie podwójny koncert "Poland" wydany uważany jest wśród fanów i recenzentów za jeden z klasycznych albumów Tangerine Dream. Dowodem tego są oceny na fachowych portach z recenzjami płyt. Profesjonalny portal allmusic.com wycenił go na 4 gwiazdki (recenzenci i fani), fanowski portal rateyourmusic.com wycenił go na 3,87, a portal sputnikmusic.com na 3,8. Oceny te świadczą o bardzo wysokim uznaniu tego albumu przez fanów i recenzentów.

Album "Poland" był jednym z nielicznych w latach 80., który wydano w PRL prawie w tym samym czasie co na Zachodzie Europy. W Polsce wydała go wytwórnia Tonnpress już w listopadzie 1984 r. Jeszcze wcześniej, bo już w trakcie samych koncertów w Polsce Jerzy Kordowicz przedstawił relację z ich przebiegu w swej audycji "Studio Nagrań" w dniu 7 XI 1983 r. Następnie przedstawił znaczne fragmenty tego koncertu w dwóch audycjach "Studia Nagrań" w dniach 29 II i 7 III 1984, wreszcie przedstawił pełny koncert z płyty "Poland" w dwóch audycjach "Studio Nagrań": 17 i 24 X 1984 r. oraz 31 X i 7 XI 1984 r.

Koncerty zespołu Tangerine Dream w naszym kraju w grudniu 1983 r. były wielkim wydarzeniem kulturalnym w Polsce przygnębionej beznadzieją stanu wojennego. Było to wielkie przeżycie także dla mnie, choć śledziłem ten koncert jedynie poprzez relację radiową.

***

Marillion - "Script for a Jester's Tear" (1983)

Album ten ukazał się na Zachodzie 14 III 1983 r. Było to dzieło brytyjskiego zespołu Marillion. W świecie plastikowej muzyki pop początku lat 80. album ten od razu okrzyknięto wybitnym. Jego muzyczne przesłanie nawiązywało bezpośrednio do wyklinanego w ostatnich latach progresywnego rocka, stąd zespół Marillion od początku uznano za jednego z głównych przedstawicieli filozofii neoprogresywnego rocka. Odtąd komponowanie i granie skomplikowanych formalnie najczęściej dłuższych utworów oraz wykonawcza wirtuozeria znowu stały się modne, choć już nie tak powszechne jak niegdyś.

Jako pierwszy debiutancki album Marillion w swej audycji "Mini-Max" zaprezentował 6 X 1983 r. Piotr Kaczkowski. ale osobą, która w największym stopniu przyczyniła się do popularyzacji tej grupy w Polsce był młody wówczas dziennikarz muzyczny Tomasz Beksiński. Pamiętam jak dziś dzień jak w jednej z prowadzonych przez niego audycji powiedział zmyśloną przez siebie anegdotę o następującej treści.

"Pewnego razu kilku zdolnych początkujących muzyków, miłośników dawnego progresywnego rocka,  postanowiło posłuchać najnowszej wówczas płyty zespołu Genesis, czyli albumu "Abacab". Po jej przesłuchaniu muzycy ci byli załamani tym co usłyszeli, a więc brzmieniem zbliżonym do przeciętnej muzyki pop. Jeden z nich rzekł wówczas, chodźmy, założymy własny zespół, aby grać prawdziwą progresywną muzykę rockową, taką jaką grał zespół Genesis jeszcze zanim został opanowany przez Phila Collinsa i jego piosenkowy styl. Inny dodał, ratujmy to co najlepszego w tej muzyce - mając na myśli progresywnego rocka. Jak postanowili tak zrobili, dzięki czemu powstał zespół Marillion."

I choć opowiedziana historyjka była zmyślona, bardzo przypadła mi do gustu, bo oddawała także moje rozgoryczenie tym, co reprezentował sobą wówczas zespół Genesis i cały skomercjalizowany nurt rocka.

Także Karol Majewski w swej recenzji tej płyty z 1984 r. już na jej początku zadał retoryczne pytanie: "Czyżby narodziny nowego Genesis?" Jednak zaraz później przytomnie dodawał, że album ten jest dowodem naturalnego rozwoju brytyjskiej muzyki progresywnej. Wskazał przy tym na wyjątkowe zdolności adaptacyjne muzyków tej grupy, którzy tchnęli nowe życie w martwą z pozoru formułę klasycznego symfonicznego rocka wypracowaną w latach 70. Ale na końcu dodał jednak, że album ten nie zagrzał zbyt długo na listach przebojów (sprzedaży) na rynku brytyjskim zepchnięty szybko na dalsze pozycje przez miłośników prostszych odmian muzyki.

Obecnie album ten uważa się za jedną z najlepszych płyt rocka lat 80. a także za klasyczne dzieło w historii muzyki popularnej. Dowodem tego są wysokie oceny przyznane tej płycie na portalach muzycznych: allmusic.com (4,5 gwiazdki - krytycy i fani), rateyourmusic.com (3,80), sputnikmusic.com (4,2). Ja także bardzo lubię tę płytę i wysoko ją oceniam.

piątek, 9 listopada 2018

Frank Zappa – artykuł w magazynie „Razem” z 1983 lub 1984 r.?

Frank Zappa (1940-1993) to jedna z największych indywidualności w dziejach współczesnej muzyki popularnej i klasycznej. Przeważnie opisuje się go jako muzyka rockowego lub jazzowego, ale on sam uważał się głównie za kompozytora jedynie doraźnie parającego się grą na gitarze i śpiewaniem.

Jak żartobliwie podkreślał w wywiadach, ze swoimi umiejętnościami wokalnymi nie zostałby przyjęty do własnego zespołu. A trzeba powiedzieć że wymagania w stosunku do muzyków z którymi współpracował miał wyjątkowo duże. Jednak pomimo tego muzycy którzy z nim współpracowali, a ich lista jest imponująca, bardzo go lubili i szanowali. Po latach wielu z nich dosłownie wypowiadało się o Zappie jako o geniuszu muzycznym.

Był też tytanem pracy, a w zasadzie pracoholikiem. Wśród rockowej i jazzowej braci wyróżniał się tym, że nie brał narkotyków i przez całe życie pozostawał wierny jednej kobiecie z którą miał czwórkę dzieci. Odróżniał się też od innych kompozytorów muzyki klasycznej brakiem wyższości w stosunku do muzyków reprezentujących inne gatunki i style muzyczne. A był nie tylko biegłym kompozytorem, ale także znał zapis nutowy i sam opracowywał swe partytury.

To co wyróżnia Zappę spośród wielu innych muzyków, to wszechstronność, perfekcja kompozytorska i wykonawcza oraz specyficzne poczucie humoru. To ostanie uważał za tak ważne, że jedną ze swoich płyt koncertowych nazwał „Czy humor jest elementem muzyki?” („Does Humor Belong In Music?, 1986).

Dorobek płytowy Zappy jest tak ogromny, że mało komu udało się w pełni go zgłębić. W sumie za życia Zappa nagrał i wydał 62 płyty z muzyką w rożnych gatunkach (rock, jazz, jazz-rock, doo wop, klasyka) z różnymi zespołami lub pod własnym nazwiskiem. Cechą charakterystyczną wszystkich z nich były elementy komediowe i prześmiewcze, gdyż Zappa nie szczędził niczego i nikogo.

Do najważniejszych jego albumów rockowych należą:
„Freak Out!” (1966), „Absolutely Free” (1967), „We're Only in It for the Money” (1968), „Over-Nite Sensation” (1973), „Apostrophe” (1974), „One Size Fits All” (1975), „Zoot Allures” (1976), „Sheik Yerbouti” (1979), „You Are What You Is” (1981), „Ship Arriving Too Late To Save A Drowning Witch” (1982), „Broadway the Hard Way” (1988).

Jego kunszt gitarowy dawał się poznać na każdej płycie ale szczególnie intensywnie prezentowały go trzy wydawnictwa: „Shut Up 'N Play Yer Guitar” i „Shut Up 'N Play Yer Guitar Some More” (1981) oraz „Guitar” (1988).

Do jego najbardziej udanych albumów jazz-rockowych i jazzowych należą:
„Uncle Meat” (1969), „Hot Rats” (1969), „Burnt Weeny Sandwich” (1970), „Weasels Ripped My Flesh” (1970), „Waka/Jawaka” (1972), „The Grand Wazoo” (1972).

Niektóre z albumów Zappy trudno jest jednoznacznie sklasyfikować, bo zawierają mieszankę różnych stylów, np. album „Chunga's Revenge” (1970) obok fragmentów hard rockowych ma utwory jazzowe, a płyty „Studio Tan” (1978), „Sleep Dirt” (1979) i „Orchestral Favorites” (1979) są mieszaniną utworów rockowych, jazz-rockowych, eksperymentalnych i klasycznych.

Choć utwory koncertowe, najczęściej mocno przetworzone w studio, znajdują się na większości jego studyjnych albumów, to i tak kilka albumów zawiera muzykę głównie koncertową. W tej grupie wyróżniają się następujące wydawnictwa:
„Roxy & Elsewhere” (1974), „Zappa in New York” (1977), „The Best Band You Never Heard In Your Life” (1991), „Ahead of Their Time” (1993), a zwłaszcza seria sześciu albumów pt. „You Can't Do That on Stage Anymore” z lat 1988-1992.

Wyjątkowo udanym dziełem była trzypłytowa rock opera Jo’es Garage zarejestrowana na płytach: „Joe's Garage Act I” i „Joe's Garage Acts II & III” (1979) opowiadająca o państwie w którym muzyka była zakazana. W libretcie tej opery Zappa przeszedł samego siebie jeżeli chodzi o złośliwości i sprośności.

Jeżeli chodzi o kompozycje klasyczne Zappy, to występowały one już na niektórych wcześniej wymienionych płytach. Jednak pierwszym albumem w całości z muzyką skomponowaną przez niego jako kompozycją muzyki klasycznej był dwuczęściowy utwór „Lumpy Gravy” wydany na albumie pod tym samym tytułem w 1968 r. Innymi albumami o takim charakterze były m.in. „London Symphony Orchestra/Zappa Vol. I” (1983), „Boulez conducts Zappa: The Perfect Stranger” (1984) i najlepszy wśród nich „The Yellow Shark” (1993).

Wiele wartościowych płyt Zappy ukazało się już po jego śmierci. Nie licząc różnych koncertów, wyróżnia się wśród nich potrójny album „Läther” z 1996 r. Generalnie zawierał on nagrania już opublikowane pod koniec lat 70. na kilku innych płytach, ale teraz ukazywał on pierwotny zamysł Franka a także prezentował kilka nagrań w innych wersjach lub wcześniej nieznanych.

Od najdawniejszych czasów Frank Zappa jest jednym z moich muzycznych idoli, stąd zawsze interesowałem się jego biografią i muzyką. W czasach PRL nie było to łatwe, bo jego płyty były bardzo rzadko prezentowane w Polskim Radio, a posłuchanie jego muzyki z oryginalnych albumów i ich kupienie graniczyło z cudem. Równie trudno było poczytać jakieś teksty o Zappie. Mało kto go lubił i znał jego przepastną dyskografię, stąd niewielu było w stanie opisać jego twórczość.

Jednak dzięki uporowi i determinacji w miarę dobrze poznałem jego muzyczny dorobek. I choć jego twórczość mi odpowiada to jednak nie wszystkie jej aspekty są mi równie bliskie. Zawsze irytowały mnie zwłaszcza nachalne fragmenty mówione w środku obiecujących części instrumentalnych jego kompozycji i solówek.

Autorem tego bardzo trafnego artykułu o Franku Zappie jest Feliks Szczyglewski. Przytaczam go w całości w dołączonym skanie.

poniedziałek, 5 listopada 2018

Joe Jackson, Johnny Hallyday, Daryl Hall & John Oates, Millie Jackson, Framus 5, Aretha Franklin, Halina Frąckowiak – biogramy w magazynie „Razem” z 1980-1982?

Joe Jackson, wł. David Ian „Joe” Jackson (ur. 1954 r.) to brytyjski muzyk, piosenkarz i autor piosenek. Rozpoczął karierę w 1979 r. i do chwili obecnej nagrał 19 albumów studyjnych. Początkowo był utożsamiany z post punkiem, potem nagrywał płyty w stylu grał ska, jazz popowe, jazzowe, a nawet muzykę klasyczną. W Polsce niezbyt popularny i znany.

Johnny Hallyday, wł. Jean-Philippe Léo Smet (ur. 1943 r.) to taki francuski Elvis Presley, a więc nie tylko muzyk rock and rollowy ale także aktor. Na scenie działanie przerwanie od 1959 r., ale pierwszy album wydał rok później. Od tego czasu do chwili obecnej wydał niezliczoną ilość płyt i wystąpił na ponad 400 koncertach, ale w Polsce jest raczej mało znany. W PRL lansowany przez media jako alternatywa dla muzyki anglo-saskiej.

Hall & Oates, to dwaj amerykańscy muzycy: Daryl Hall (ur. 1946 r.) i John Oates (ur. 1948 r.) tworzący jeden najbardziej popularnych duetów w historii muzyki rozrywkowej. Grupa powstała w 1969 r. Pomiędzy 1972 a 2006 r. wydała 18 albumów studyjnych i wylansowała wiele przebojów. W jej dyskografii najwyżej oceniane są następujące albumy: „Abandoned Luncheonette” (1973), „Daryl Hall & John Oates” (1975), „Voices” (1980), „Private Eyes” (1981), „H2O” (1982). Na trzy ostatnie płyty przypadł szczyt ich popularności.

Millie Jackson (ur. 1944 r.) to amerykańska wokalistka śpiewająca w stylach: soul, disco i rhytm and blues. W latach 1972-2001 nagrała i wydała 27 albumów, z których aż sześć uzyskało sprzedaż na poziomie ponad 500 tys. sztuk. Najlepiej oceniane jest kilka jej albumów z lat 70.: „Millie Jackson” (1972), „Caught Up” (1974), „Still Caught Up” (1975), „Feelin’ Bitchy” (1977). Typowy przykład artysty bardzo znanego w USA i mało znanego, czy raczej popularnego w Polsce.

Framus 5, czy raczej Framus Five, to czechosłowacki zespół grający początkowo soul i R&B, potem rocka progresywnego. Powstał w Pradze w 1963 r. z inicjatywy Michala Prokopa (ur. 1946 r.), w późniejszym okresie także polityka. W latach 1968-2012 wydał osiem albumów studyjnych, z których te najważniejsze powstały w latach 70. i na początku lat 80. na których znalazł się repertuar w stylu progresywnego rocka. W Polsce praktycznie nieznany.

Aretha Franklin (ur. 1942 r.) to amerykańska piosenkarka nazywana „królową soulu”, ale nagrywała płyty także w innych stylach: pop, gospel i jazz. Karierę artystyczną rozpoczęła w 1956 r. i nieprzerwanie trwa ona do chwili obecnej. W altach 1956-2014 wydała 41 albumów, w tym w niektórych latach po kilka w roku. Najwyżej oceniane w jej dorobku są następujące albumy: „The Gospel Soul of Aretha Franklin” (1956), „Unforgettable: A Tribute to Dinah Washington” (1964), „I Never Loved a Man the Way I Love You” (1967), „Lady Soul” (1968), „Aretha Now” (1968), „Spirit in the Dark” (1970). W Polsce znana, choć na pewno nie wśród miłośników buraczanej muzyki.

Halina Frąckowiak (ur. 1947 r.) to jedna z najbardziej znanych i charakterystycznych, choćby po skąpym odzieniu, wokalistek w polskiej muzyce rozrywkowej po 1945 r. Jej kariera rozpoczęła się w 1963 r. Początkowo największe sukcesy odnosiła z grupą ABC Andrzeja Nebeskiego. Pierwszą solową płytę, jedną z nielicznych, wydała w 1974 („Idę”). Swe najlepsze albumy nagrała z grupą SBB („Geira” – 1977) i jego liderem Józefem Skrzekiem: („Ogród Luizy” - 1981 r.). Lubiana w Polsce i nieznana za granicą.

Notki o wspomnianych powyżej artystach napisali: Krzysztof Domaszczyński (KD), Ryszard Salamoński (RS), Marek Wiernik (MW), Jerzy Bojanowicz (JB)

Z tej grupy artystów doceniam jedynie niektóre płyty Arethy Franklin, i może doceniałbym Framus 5 (ale ich płyt praktycznie nie znam).

niedziela, 4 listopada 2018

Ostatni bard - rzecz o Woodie Guthrie - artykuł w magazynie "Razem" z 27 V 1979

W okresie PRL dość rzadko dopuszczano do prezentacji radiowych muzykę amerykańską a zwłaszcza rockową, a w krajowej prasie rzadko ją opisywano. Wynikało to z dwóch przyczyn: 1) cenzury, która niechętnie widziała na polskim socjalistycznym podwórku muzykę największego wroga bratniego Związku Radzieckiego - amerykańskich imperialistów, 2) bardzo trudnej dostępności amerykańskiej muzyki popularnej i prasy na na polskim rynku fonograficznym, radiowym i prasowym. Tak nawiasem mówiąc amerykańscy twórcy byli znacznie trudniej dostępni niż europejscy nawet na tzw. czarnym rynku.

Jedynie niekiedy robiono wyjątki, np. gdy chodziło o bardzo starych i uznanych wykonawców, wręcz o historycznym charakterze, a zwłaszcza gdy przy tej okazji można było udowodnić zbrodniczość tamtejszego systemu społeczno-politycznego i gospodarczego. Z tego powodu chętnie opisywano niedolę muzyków murzyńskich pod rasistowskim jarzmem, a także niedolę i problemy zwykłych ludzi, w tym robotników, opiewanych w pieśniach samorodnych amerykańskich pieśniarzy folkowych.

Wykonawcą spełniającym te kryteria, zresztą bardzo dobrym, był Woody Guthrie (1912-1967). Była to już wówczas postać legendarna, a w masowej świadomości za Oceanem był największym pieśniarzem Ameryki okresu wielkiego kryzysu i II wojny światowej. Był też ojcem Arlo Guthriego, barda epoki hipisów. Jego twórczość i sylwetka była w Polsce dość słabo znana, głównie z powodu mało komercyjnego go charakteru jego twórczości.

Oficjalnym powodem opublikowania jego sylwetki w organie ZSMP jakim było "Razem" była chęć rozpropagowania wiedzy o tym pieśniarzu, co było możliwe dzięki wiedzy piszącego ten artykuł Redaktora. Ukrytym powodem zamieszczenia jego sylwetki w w tym piśmie w schyłkowym okresie propagandy sukcesu Gierka, była chęć ukazania Stanów Zjednoczonych jako kraju wrogiego dla zwykłych ludzi, w którym jednostka musi samotnie walczyć z wyzyskiem.

Bardzo dobry esej przypominający sylwetkę Woodiego Guthriego przygotował Jerzy Rzewuski, późniejszy dość znany dziennikarz radiowy i prasowy.

sobota, 3 listopada 2018

Grand Funk, Iron Maiden, Krokus, Kiss, Gillan - "Razem" z lat 1982-1983


Na przełomie lat 70. i 80. XX w. w młodzieżowym magazynie "Razem" wydawanym pod patronatem ZSMP przygotowano cykl artykułów w ramach serii nazwanej "Encyklopedia rocka lat 70." Były to najczęściej krótkie notki biograficzne wybranych artystów pop i rock z kręgu muzyki anglosaskiej, ale także z krajów socjalistycznych. Zwięzły charakter tych biogramów z natury rzeczy powodował, że były one dość uproszczone. Pomimo tej podstawowej wady i tak w okresie gdy były publikowane były wielką atrakcją na polskich rachitycznym rynku prasy rockowej w okresie PRL.

Najczęściej dobór wykonawców do danego numeru czasopisma był przypadkowy, dlatego pod koniec lat 80. powycinałem poszczególne biografie i posklejałem według swojego własnego klucza. Jedynie niekiedy pozostawiłem tę rubrykę bez żadnych zmian w całości. W tym wypadku wyciąłem biogramy następujących wykonawców: Grand Funk, Iron Maiden, Krokus, Kiss i Gillan.

Heavy metal i hard rock jako odrębne style muzyczne pojawiły się już w końcu lat 60. Przy okazji warto sprecyzować, że hard rock ma większe korzenie w bluesie, a heavy metal jest bardziej autonomicznym stylem. W latach 70. scena heavy i hard rockowa miała kilku czołowych przedstawicieli, z których najważniejszymi byli: Led Zeppelin, Black Sabbath, Deep Purple, Grand Funk, Kiss i Uriah Heep.

Jednak prawdziwy rozwój i pełna autonomizacja muzyki heavy metalowej nastąpiła dopiero w latach 80. Ton tym zmianom nadawały grupy brytyjskie: starsze np. Judas Priest i Motorhead i młodsze np. Iron Maiden i Saxon. Nie próżnowali też  weterani, np. Kiss. Ale prawdziwy rozkwit tego rodzaju muzyki miał nastąpić dopiero w połowie wspomnianej dekady gdy pierwsze sukcesy święciły już nowe grupy np. Metallica i Slayer.

Jedną z cech charakterystycznych tych zmian było odebranie przez inne nacje grupom amerykańskim i brytyjskim wyłączności na międzynarodowy sukces, czego dowodem była np. kariera niemieckiego zespołu Krokus.

Zgromadzone tutaj wycinki z magazynu „Razem” prezentują sylwetki i dorobek kilku wybranych, starszych i młodszych przedstawicieli muzyki hard rockowej i heavy metalowej u progu lat 80. Autorem wszystkich tych notek był Krzysztof Domaszczyński.

Oczywiście dzisiaj ta wiedza jest prawie nic nie warta, ale dla nastolatka w PRL początku lat 80. była bezcenna.

piątek, 2 listopada 2018

Queen – plakat i opis w magazynie “Razem” z 1981 r.



Obecnie nie ma chyba jako tako wykształconej osoby, która nie słyszałaby o brytyjskim zespole Queen i jego liderze, Freddie Mercurym, który zmarł na AIDS. Jednak 35 lat temu nie był to aż tak znany zespół. Przynajmniej nie był obecny w świadomości masowej. Znali go miłośnicy rocka, bo nie mogło być inaczej, ale ani on, ani jego muzyka, nie była masowo znana czy lubiana.

Trudno się temu zresztą dziwić, bo w pierwszym okresie swej działalności grupa Queen grała głównie glam rocka a nawet hard rocka, a style te automatycznie zamykały ją w kręgu miłośników tych dość hermetycznych stylów rocka. Jej pierwsze dwie płyty, „Queen” i „Queen II” z lat 1973-1974 nie były zbyt odkrywcze brzmieniowo, bo głównie naśladowały brzmienie Led Zeppelin. Obecnie druga z nich uważana jest za wielkie osiągnięcie, ale w epoce bardzo były one krytykowane przez anglosaskich recenzentów za wtórność.

Swe najlepsze albumy grupa nagrała pomiędzy 1974 a 1979 r. Klasyczne rockowe brzmienie Queen z lat 70. zrodziło się wraz z albumem „Sheer Heart Attack” („Stuprocentowy atak serca”) z 1974 r. Potem styl ten był rozwijany na kolejnych płytach: „A Night At The Opera” (1975), „A Day At The Races” (1976), „News Of The World” (1977) i „Jazz” (1978). Za najlepsze w tej grupie uważa się płyty: „Noc w operze” i „Wiadomości ze świata”. Ten pierwszy, najważniejszy i najlepszy etap kariery zespołu został podsumowany podwójnym albumem koncertowym „Queen Live Killers” wydanym w 1979 r. Obecnie uważa się ją za jeden z najlepszych albumów koncertowych w dziejach muzyki rockowej.

W lata 80. zespół wkroczył płyta „The Game” (1980) na której po raz pierwszy pojawiły się syntezatory i przebojowe plastikowe piosenki w rodzaju „Another One Bites the Dust”. Był to cios dla ucha dawnych rockowych fanów grupy, którzy odtąd odwrócili się od niej. Pomimo tego kariera Quenn nie tylko się nie załamała, ale wtedy dopiero nabrała rozpędu dzięki licznym przebojom, które przyciągnęły do niej nowe rzesze fanów. Nagrane w tej dekadzie albumy: „Hot Space” (1982), „The Works” (1984), “A Kind of Magic” (1986), “The Mirakle” (1989) były kiepskie, ale przyniosły grupie masową popularność.

Stało się to za sprawą intensywnej akcji marketingowej oraz licznych prezentacji radiowych i telewizyjnych ich przebojów. Szczególne znacznie miały tutaj dwa czynniki: lansowanie ich teledysków w telewizjach muzycznych, a także intensywna działalność koncertowa zespołu na całym świecie.

Od czasu wydania albumu „The Game”, do którego mam pewien sentyment, bo był moją pierwszą płyta nagraną na kasecie z radia w wersji stereo, nigdy odtąd już zespołu Queen nie słuchałem. Wraz z plastikowym brzmieniem przestał on mi się podobać więc przestałem go słychać, stąd wspomnianych płyt z lat 80. nie lubię i nie słucham do dzisiaj. Do zmiany zdania nie przekonuje mnie nawet wychwalany przez wszystkich ostatni album tego zespołu w pełnym skaldzie na żywo „Innuendo” z 1991 r.

Prezentowany kolorowy plakat grupy Queen ukazał się w tygodniku „Razem” w 1981 r. (lub na początku 1982 r.). Na stronie A przedstawia czterech muzyków zespołu w okresie z przełomu lat 70. i 80, kiedy jego członkowie zmienili swój wizerunek sceniczny, m.in. ścięli włosy. Umieszczenie perkusisty Rogera Taylora obok Freddiego Merkurego świadczy o tym, że musiało to być w okresie sukcesów singla „Another One Bites the Dust” wydanego w 1980 r., którego był on głównym kompozytorem. Na stronie B tego plakatu znalazły się opisy sylwetek muzyków tworzących Queen, a także charakterystyka wszystkich wydanych przez nich dotąd płyt wraz z podaniem wszystkich utworów (dyskografię doprowadzono do 1981 r.). Jak zwykle w tym czasie materiał ten został przygotowany przez Karola Majewskiego.

Ciekawostką jest to, że w 1980 r. Tonpress wydał na licencji EMI w 1980 r. album kompilacyjny pt.: „The Best Of Queen” z nagraniami tego zespołu. Znalazły się tam utwory tej grupy z lat 1974-1978:

Strona A
1) Brighton Rock, 2) Killer Queen, 3) Now I'm Here, 4) Somebody to Love, 5) Tie Your Mother Down

Strona B
1) I'm in Love with My Car, 2) ’39, 3) Bohemian Rhapsody, 4) Don't Stop Me Now, 5) We Are the Champions, 6) We Will Rock You

Kompilacja ta ukazała się wówczas w Polsce także na oryginalnie nagranej kasecie. Ja miałem w młodości obie wersje tej płyty: winylową i kasetową.

Pierwsza wydana na Zachodzie kompilacja nagrań zespołu Queen ukazała się w 1981 r. pt.: „Greatest Hits” i zawierała następujące nagrania:

Strona A
1) Bohemian Rhapsody, 2) Another One Bites The Dust, 3) Killer Queen, 4) Fat Bottomed Girls, 5) Bicycle Race, 6) You're My Best Friend, 7) Don't Stop Me Now, 8) Save Me

Strona B
1Crazy Little Thing Called Love, 2) Somebody To Love, 3) Now I'm Here, 4) Good Old Fashioned Lover Boy, 5) Play The Game, 6) Flash, 7) Seven Seas Of Rhye, 8) We Will Rock You, 9) We Are The Champions

Jak więc widać była to kompilacja dłuższa i obejmująca także nagrania z dwóch albumów wydanych w 1980 r.

Pełną dyskografię zespołu Queen nagrałem i usłyszałem po raz pierwszy pomiędzy 11 VII a 5 X 1983 r. w audycji "Katalog Nagrań" nadawanej w Programie III Polskiego Radia.

W załączniku obie strony plakatu. Niestety, na stronie drugiej jest pewne rozmycie, którego wcześniej nie zauważyłem, powstałe z powodu błędu skanera.

czwartek, 1 listopada 2018

Blood Sweat & Tears – artykuł z gazety „Świat Młodych” z ok. 1978 r.

 Blood Sweat And Tears to zespół amerykański, który największe sukcesy odnosił w pierwszej połowie lat 70. XX w. W zasadzie miał on dwie główne mutacje: w pierwszej liderem i głównym kompozytorem i wokalistą był Al Kooper grający także na instrumentach klawiszowych, a w drugiej wokalistą i współkompozytorem części repertuaru grupy był David Calyton-Thomas.

Zespół ten był zawsze bardzo liczny, gdyż w jego składzie było wielu muzyków grających na instrumentach dętych i podczas swej długiej kariery nagrał kilkanaście płyt studyjnych. Jednak wśród melomanów najbardziej cenione są tylko trzy pierwsze albumy tego zespołu z lat 1969-1970.

Dlaczego w harcerskiej gazecie „Świat młodych” opublikowano biografię tego zespołu, skoro oficjalnie władze PRL zwalczały wszystko co amerykańskie?

Wydaje się, że główną przyczyną tego stanu rzeczy było to, że nie wiedziano o dokładnych okolicznościach jej przyjazdu do Polski. Ponadto był to jeden z niewielu zespołów zachodnich, którzy odwiedzili PRL w okresie swej największej świetności. Dokładnie rzecz biorąc koncertowała w Sali Kongresowej warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki w lipcu 1970 r., co spotkało się z dobrymi recenzjami polskich krytyków, a także entuzjazmem fanów.

Jednak występy tego zespołu w PRL nie były przypadkowe i wynikały z przemyślanej polityki amerykańskiego Departamentu Stanu, który zorganizował i opłacił tej grupie występy po Europie Wschodniej. Dokładnie rzecz biorąc były to trzy kraje: Jugosławia, Rumunia i Polska. Wybór tych krajów, a także kolejność koncertów nie była przypadkowa i wynikała z chęci wybadania sytuacji w najbardziej opornych na dominację rosyjską krajach bloku wschodniego.

Ostatecznie koncerty te odbyły się w okresie pomiędzy majem a lipcem 1970 r. Departamentowi Stanu chodziło w nich o propagowanie w tym rejonie świata amerykańskiej kultury, a tym samym wywołanie pozytywnego wrażenia wśród mieszkańców tego regionu na co dzień zniechęcanego do USA komunistyczną propagandą. Ukrytym celem były też pewne działania wywiadowcze zmierzające do pozyskania bezpośrednich materiałów o nastrojach ludności, poziomie życia itp.

Tournée zespołu po wybranych krajach Europy Środkowej zakończyło się sukcesem, ale wydarzenia te spotkały się z ostrą krytyką środowiska muzycznego w samej Ameryce. Uznano tam bowiem, że muzycy nie powinni angażować się politycznie. Wydarzenia te były bezpośrednią przyczyną załamania się kariery tego zespołu w Stanach Zjednoczonych.

Obecnie wiadomo, że członkowie grupy Blood Sweat and Tears nie mogli odmówić udziału we wspomnianym tournee po Europie Wschodniej. Chodzi o to, że amerykański Departament Stanu zagroził cofnięciem wizy dla głównego wokalisty grupy Davida Thomas-Claytona. Był on Kanadyjczykiem i w razie gdyby zespół odmówił współpracy cofnięto by mu wizę w Stanach a tym samym uniemożliwiono dalszą działalność w grupie BS&T.

Władze w Polsce nie zdawały sobie wówczas sprawy z tej manipulacji, więc dlatego zgodziły się na koncerty tego zespołu uważając je za tanią okazję i bezpieczne, bo jego muzyka była bardziej piosenkową odmianą jazzu. Koncerty tej grupy zostały natomiast dobrze zapamiętane przez polską publiczność. Wraz z niewiedzą władz o ich rzeczywistym celu uchroniło to tę grupę przed zapomnieniem w PRL, stąd mógł ukazać się o niej tekst w harcerskim pisemku „Świat Młodych”. W taki oto sposób opisywany wycinek prasowy z tekstem o zespole BS&T wpisuje się w historię muzyki, ale także historię powszechną.

środa, 31 października 2018

John McLaughlin – notatka ze „Świata Młodych” z 1977 r.


Najstarszy wycinek z gazet nie muzycznych jaki posiadam pochodzi ze „Świata Młodych” z 1977 r. Opisuje sylwetkę Johna McLaughlina, znanego muzyka jazzowego i jazz-rockowego. Dzisiaj znacznie lepszy opis jego osoby znaleźć można w wielu encyklopediach muzycznych, a także w Wikipedii. W zasadzie nie ma szanującej się wydawnictwa, w którym nie było by opisu dorobku artystycznego tego muzyka.

Jednak w 1977 r. w Polsce nie było to takie oczywiste. Można nawet z całą pewnością powiedzieć, że mało kto znał Johna McLauglina i jego płyty. W jedynym wydawanym wówczas w Polsce fachowym piśmie muzycznym, „Jazz. Magazyn Muzyczny”, były wzmianki o nim, ale popularnej prasie nie był on prezentowany. Z jednej strony wynikało to z izolacji Polski i nieznajomości jego twórczości, a z drugiej z tego, że grał on zawsze dość trudną muzykę prawie wyłącznie o charakterze instrumentalnym.

Jego zaproszenie do kraju w 1977 r. było jednym z przejawów otwierania się ówczesnej Polski na kulturę zachodnią. Zaproszenie do niego wyszło z polskiego środowiska jazzowego, co dobrze świadczy o jego poziomie. Z kolei władze komunistyczne przystały na to, bo koszt jego zaproszenia do Polski na koncerty był stosunkowo niski, z powodu ograniczonego audytorium na taką muzykę, a tym samym honoraria, także na zachodzie. Ponadto instrumentalna muzyka jaką McLauglin grał była bardziej bezpieczna niż trudne do kontrolowania treści słowne typowych zespołów rockowych.

We wczesnej młodości głównym powodem kupowania przez mnie gazety „Świat Młodych” były komiksy na końcu tejże gazety i różne ciekawostki ze świata. W sumie nawet nie wiem, czemu zostawiłem akurat ten numer „ŚM” i przechowałem go do 1980 r. Dopiero wówczas wyciąłem z niego ten krótki opis życia i twórczości Johna McLauglina. Wcześniej nie interesowałem się muzyką i nie miałem zielonego pojęcia co to za jeden ten McLauglin?

Dopiero w 1981 r., przy okazji wydania albumu „Friday Night in San Francisco” nagranego przez niego na koncercie wspólnie z dwoma innymi wybitnymi gitarzystami: Paco de Lucia i Al Di Meola mogłem po raz pierwszy zapoznać się z jego muzyką. Potem dowiedziałem się, że w przeciwieństwie do tego akustycznego koncertu, grał głównie jazz rock i był współtwórcą tego stylu. Styl ten ujawnił się on już na jego debiutanckiej płycie pt. „Extrapolation” wydanej w 1969 r. (wciąż trudno dostępnej i mało znanej). Potem swoje umiejętności McLauglin rozwinął w zespołach Tony Williama i Milesa Davisa – musiał być prawdziwym geniuszem, że został do nich przyjęty, a zwłaszcza do tego ostatniego.

W pełni jego nieprzeciętne umiejętności jako gitarzysty i zdolności kompozytorskie rozwinęły się jednak w dwóch zespołach: Mahavisnu Orchestra i Shakti. To właśnie z tym ostatnim był na koncertach w Polsce w 1977 r. To taki polski Osjan, tylko lepszy, i bardziej radykalny brzmieniowo.

Dzisiaj taka notatka prasowa jak ta, nie robi już żadnego wrażenia. Ale dla każdego kto żył w tamtych czasach będzie miłą pamiątką i wspomnieniem młodości. Przypomni także realia życia i prasy w PRL.

Niestety wycinając ten fragment gazety nie uwzględniłem autora artykułu, stąd obecnie nie jestem w stanie powiedzieć, kto go napisał.
Z kolei przebarwienia tego wycinka wynikają z przebitek kleju  jakim go jakieś 20 lat temu przymocowałem do czystej kartki papieru.

wtorek, 30 października 2018

Electric Light Orchestra - plakat i opis w magazynie "Razem" z 1983 r.


 W październiku 2015 r. ukazała się płyta Jeffa Lynna, dawnego lidera grupy Electric Light Orchestra, pt. „Alone In The Universe” sygnowana nazwą „Jeff Lynne's ELO”. To oczywiste nawiązanie do nazwy pierwotnej Electric Light Orchestry (ELO), która obecnie występuję w dwóch mutacjach.

Brytyjski zespół ELO w latach swej największej świetności, czyli w okresie od 1976-1981 r., cieszył się ogromną popularnością na całym świecie w tym także w Polsce okresu PRL. W tym okresie grupa nagrała m.in. następujące albumy: „A New World Record” (1976 r.), „Out of the Blue” (1977 r.), „Discovery” (1979 r.), „Time” (1981 r.). Reprezentowały one bardziej komercyjny, a więc piosenkowy nurt twórczości tego zespołu. Wcześniej zespół przynależał raczej do nurtu progresywnego rocka. Później zbliżył się do stylu synth pop a jego kariera załamała się.

Zespół zasłynął z tego, że w swym instrumentarium szeroko wykorzystywał naturalne instrumenty smyczkowe, a więc wiolonczele i skrzypce. Z biegiem czasu zastąpił je instrumentami klawiszowymi i syntezatorami, co potaniało koszty tworzenia muzyki, ale jednocześnie sprawiło, że grupa utraciła swe oryginalne brzmienie.

Wielka popularność zespołu u progu lat 80. w Polsce sprawiła, że jego pełną dyskografię zaprezentowano w Programie II Polskiego Radia w okresie od lutego do kwietnia 1982 r. Prezentacji tej dokonał Marek Gaszyński przesunięty po wprowadzeni u stanu wojennego z Programu Trzeciego, gdzie dotąd pracował, do Programu Drugiego. Widocznie ówczesne władze uznały, że łagodna muzyka ELO będzie czymś bardziej odpowiednim dla słuchaczy niż inne zespoły rockowe.

Wielka popularność ELO w Polsce wpłynęła więc na pewno na prezentację tego zespołu w tygodniku „Razem” w 1983 r. Jak zwykle w przypadku tego czasopisma prezentacja ta polegała na wydrukowaniu w rozkładówce pisma kolorowego plakatu tego zespołu, a po jego odwrotnej stronie znalazł się obszerny tekst opisujący jego historię i dorobek artystyczny. Tekst ten przygotował inny znany dziennikarz współpracujący stale z tym pismem i przygotowujący do niego teksty o muzyce, Krzysztof Domaszczyński.

Przygotowany materiał był dość wszechstronny, gdyż obejmował nie tylko historię grupy, ale także przedstawiał portrety wszystkich jej członków, reprodukcje jej najważniejszych albumów, pełną dyskografię z wyszczególnieniem wszystkich utworów, a także przekłady na j. polski jej wybranych utworów.

Wcześniej tekst o ELO przygotował Wiesław Weiss i opublikował go na łamach bardzo trudnego do dostania wówczas miesięcznika „Jazz. Magazyn Muzyczny” (1//1979). A następnie uaktualnił ten tekst w nowym artykule o tym zespole opublikowanym przez „Magazyn Muzyczny” (5/1987).
Już po upadku PRL dobry tekst o ELO przygotował Grzegorz Szczotek dla miesięcznika „Tylko Rock” (8/1994).

Na przełomie lat 70. i 80. także dla mnie ELO było objawieniem, choć nie aż takim jak dla moich kolegów, chłopców z zawodówek namiętnie katujących swoje magnetofony marki Thompson utworami z przesiąkniętego brzmieniem disco albumu „Discovery”. Zawsze bardziej odpowiadał mi jednak ten pierwszy okres w twórczości tej grupy, a zwłaszcza nagrania z albumów „On the Third Day” (1973 r.), „Eldorado – A Symphony by the Electric Light Orchestra” (1974 r.) i „Face the Music” (1975 r.). Ale lubiłem także późniejsze nagrania, w tym przesiąknięte popem „Don't Bring Me Down”.

Podobnie jak inne plakaty czasopisma „Razem” z tego okresu, także ten wizerunek zespołu ELO wydrukowano na gazetowym papierze przez co jego jakość jest nie najlepsza, ale za to był stosunkowo tani i dostępny dla każdego. Wystarczyło go przechować przez te marne trzydzieści kilka lat aby stał zabytkiem i unikatem.


poniedziałek, 29 października 2018

Jimi Page – gitarzysta Led Zeppelin na plakacie z tygodnika "Razem" z 1983 r.

 

Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce 13 XII 1981 r. było przełomem w wielu dziedzinach życia w naszym kraju. Jedną z nich była kultura popularna, a w jej ramach wszystko to co było ważne dla ówczesnego młodego człowieka, audycje muzyczne, prasa rozrywkowa itp. Drakońskie prawo wprowadzone przez huntę wojskową w Polsce, a także kryzys gospodarczy zdecydowanie negatywnie wpłynęły na jakość intelektualną i techniczną prasy młodzieżowej, w tym tygodnika „Razem”, w którym m.in. publikowano plakaty muzyczne.

Ówczesne władze wojskowe były sprytne, i choć wszelkimi sposobami zwalczały wszelkie przejawy opozycji, to jednak pozostawiły najbardziej niepokornej części społeczeństwa, czyli młodzieży pewne pole manewru w zakresie jej ówczesnych zainteresowań. Dziedzina, w której wówczas młodzież w Polsce się odnajdywała była muzyka i nie było to przypadkowe. W tym czasie nawet na Zachodzie rynek innych dziedzin rozrywki, np. gier komputerowych, czy płatnej telewizji nie był jeszcze dostatecznie rozwinięty, by móc zawładnąć umysłami młodzieży.

Dopuszczenie pewnej swobody w zakresie muzyki nie było przypadkowe i wynikały z chęci skanalizowania przez władze reżimowe aktywności młodego pokolenia niezadowolonego z sytuacji politycznej i gospodarczej w kraju. Nie przypadkiem więc rockowy boom w Polsce przypadł więc na mroczny okresy stanu wojennego w Polsce.

Na tej fali szybko odrodziły się, choć w innej niż przed 13 grudnia formie, audycje radiowe w których prezentowano zachodnią muzykę rozrywkowa, a także odrodziła się prasa muzyczna i młodzieżowa. Czołowym reprezentantem tej ostatniej nadal był tygodnik „Razem” w którym nadal publikowano teksty o zachodniej muzyce rockowej, a także plakaty czołowych wykonawców muzyki rozrywkowej świata zachodniego.

Prezentowany plakat przedstawia Jimi Page’a - gitarzystę zespołu Led Zeppelin – i jest przykładem takiego typowego plakatu drukowanego w tygodniku „Razem” w okresie po stanie wojennym. W przeciwieństwie do plakatu Led Zeppelin opublikowanego w tym czasopiśmie w 1979 r. na papierze kredowym, ten plakat wydrukowano na znacznie gorszym zwykłym gazetowym papierze. Plakat jest kolorowy, ale faktura papieru sprawia, że ma on liczne przebarwienia, a także nieczystości typowe przy druku na gorszym papierze.

Plakat ten podpisano jako Led Zeppelin choć przedstawia samego gitarzystę tej grupy Jimi Page’a. Z kolei na odwrocie, Karol Majewski opisał początki istnienia tego zespołu do czasu wydania przez niego pierwszej płyty. Większość tego tekstu dotyczy więc praktycznie dziejów zespołu The Yardbirds a także konkurencyjnej grupy The Jeff Beck Group.

W tym czasie zespół Led Zeppelin nie istniał już od trzech lat, ale zainteresowanie nim nie malało także w Polsce. Wydaje się, że to było główna przyczyną publikacji tego plakatu i historii tej grupy w tygodniku „Razem”.

Prezentowany plakat i tekst był elementem większej całości, ale niestety nie jestem pewien, tego czy były następne części materiału o Led Zeppelin w tygodniku "Razem" w 1983 r. Na pewno był jeszcze jeden plakat związany tematycznie z tą grupą i jego także niebawem opublikuję. Ale jakby brakuje pomiędzy nimi czegoś w środku. Jeżeli taki materiał był, to ja go niestety nie mam.

niedziela, 28 października 2018

Led Zeppelin – plakat i artykuł w magazynie "Razem" z 1979 r.


 

Przy okazji omawiania plakatu “Muzykalia ‘79” wspomniałem, że pierwszym plakatem przedstawiającym grupę rockową jaki miałem, był plakat z czasopisma “Razem” z 1979 r. przedstawiający brytyjski zespół Led Zeppelin. Dostałem go w prezencie od mojego szkolnego kolegi Eugeniusza K. mieszkającego w Rybniku.

Na stronie przedniej plakat ten przedstawia duże zdjęcie grupy Led Zeppelin, nazwę zespołu, a także pięć reprodukcje okładek jego płyt. Zdjęcie przedstawia grupę w okresie jej największej świetności, a więc w pierwszej połowie lat 70. Fotografia nie jest podpisana, więc nie wiadomo z jakiego dokładnie pochodzi koncertu. Widać na niej wczuwających się w muzykę członków zespołu przy czym najmniej widoczny jest jego perkusista John Bonham.

Ujęcie jest trochę nietypowe, bo przedstawia członków grupy od dołu, a samo ujęcie jest tak zrobione, że praktycznie nie widać całości twarzy żadnego z widocznych muzyków. Plakat wydrukowano na rozkładówce magazynu „Razem” stąd jest dość wielki, wydrukowano go w kolorze na papierze z połyskiem lepszej jakości, przy czym reprodukcje okładek płyt są w pełnym kolorze, a sam wizerunek zespołu ma tonację brązowo-czerwono-żółtą. Nazwa grupy została zapisana w kolorze żółto-czarnym.

Do reprodukcji na stronie tytułowej wybrano następujące okładki jego płyt: „Led Zeppelin” (1968), „Presensce” (1976), „Led Zeppelin III” (1970), „Led Zeppelin IV” (1971), „Houses Of The Holy” (1973). Dlaczego wydrukowano akurat te płyty? Przypuszczalnie dlatego, bo te wybrał przygotowujący opis na drugiej stronie plakatu dziennikarz, ale też nie można wykluczyć sytuacji, że wybrano je tylko dlatego, bo ich okładki były dostępne do zrobienia reprodukcji.

Pierwotny właściciel miał ten plakat powieszony w pokoju, a potem złożył go w kostkę, czego pozostałością są zgięcia wzdłuż i w poprzek plakatu. Ogólnie jest on w dobrym stanie, ale ma lekkie przedarcie w miejscu łączenia się wspomnianych zgięć. Ponadto jego pierwotny właściciel postanowił usunąć nierówności na górze i dołu plakatu poprzez jego obcięcie, stąd brak czarnej obwódki u góry i dołu strony.

Na stronie tylnej plakatu znajduje się dość obszerny, bo liczący siedem kolumn, opis historii grupy przygotowany przez Karola Majewskiego, nadwornego dziennikarza muzycznego magazynu „Razem”. Stosunkowo dużo miejsca, bo ponad dwie kolumny poświęcono na opis jej początków. Później podano podstawowe dane o każdym etapie jej kariery wraz ogólną analizą wszystkich jej płyt włącznie z najnowszym wówczas albumem „In Through The Out Door” z 1979 r.

Generalnie ówcześni fani ciężkiego rocka w Polsce dzielili się na fanów Led Zeppelin słuchających heavy metal i fanów Black Sabbath słuchających hard rocka. Mnie osobiście bardziej odpowiadała muzyka zespołu Tony’ego Iomy’ego, ale tez może dlatego, że nie znałem dobrze dorobku Led Zeppelin.

Zespół ten, podobnie jak inne długowłose grupy z Zachodu, już z samej definicji zespołu rockowego był podejrzany dla PRL-owskich cenzorów. Podejrzliwość tę potęgowała zamiłowanie członków tej grupy do militariów niemieckich. Stąd na plakatach i zdjęciach reklamowych z epoki lat 70. a także na koncertach pojawiał się w czapkach i strojach lotników z okresu I wojny światowej, a także umundurowaniu nazistowskim.

W okresie PRL pierwszy większy tekst o zespole Led Zeppelin przygotował znany później dziennikarz muzyczny Wiesław Królikowski. Ukazał się on w miesięczniku „Jazz. Magazyn Muzyczny” nr 10 z 1977 r. Później ten sam autor rozszerzył ten temat w nowej emanacji tego miesięcznika znanej pod nazwą „Magazyn Muzyczny” w serii trzech artykułów w numerach: 10-11 z 1987 r. oraz nr. 1 z 1988 r. Była to najbardziej dogłębna monografia tego zespołu jaka ukazała się w polskiej prasie muzycznej okresu PRL.

Natomiast wracając do naszego plakatu i magazynu „Razem”, to zamieszczony tam w 1979 r. opis dziejów Led Zeppelin był faktycznie jedynym masowo dostępnym dla fanów w Polsce, gdyż gazeta „Jazz. Magazyn Muzyczny” była pismem jedynie czarno białym wydawanym w małym nakładzie i stosunkowo trudno dostępnym.

Ja miałem to szczęście, że znałem tekst W. Królikowskiego o Led Zeppelin (była tam czarno-biała reprodukcja dość rzadkiej australijskiej EP z 1971 r.), a następnie wszedłem w posiadanie wspomnianego plakatu z opisem dziejów zespołu K. Majewskiego.
Najbardziej znaczące było dla mnie jednak przesłuchanie wszystkich płyt tego zespołu, co nastąpiło dopiero na przełomie 1981/1982 r. Audycję tę prowadził znany dziennikarz Radia Lublin Jerzy Janiszewski. Nie potrafię dokładnie powiedzieć w jakiej to dokładnie było audycji, ale była ona nadawana w stereo w Programie II Polskiego Radia w piątek lub w sobotę wieczorem. Zawsze nadawano w niej tylko jedną stronę płyty i komentarz Janiszewskiego.

Oprócz tego, że zaprezentował w niej wszystkie płyty zespołu, to na początku puścił także album składankowy grupy The Yardbirds. Była to jedna z grup legend brytyjskiego rocka lat 60., którą gitarzysta Jimi Page przekształcił potem w Led Zeppelin. Ponadto w audycji udostępnił także wydany w tym samym czasie co debiutancki „Led Zeppelin”, bliźniaczo podobny do niego album „Truth” (1968) nagrany przez zespół Jeffa Becka - innego wybitnego brytyjskiego gitarzysty tamtego okresu.

Z poznawaniem dorobku Led Zeppelin w Polskim Radiu związana jest największa trauma muzyczna jaka mnie w życiu spotkała. Stało się tak ponieważ po prezentacji na antenie radiowej pierwszej płyty tej grupy, którą nadano w dwóch częściach, w dniach 5 i 12 grudnia 1981 r., audycja ta została przerwana 18 XII 1981 r. wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce.

Audycję prezentującą muzykę tego zespołu przywrócono dopiero z dniem 8 V 1982 r. kiedy nadano kolejną w dyskografii grupy płytę „Led Zeppelin II”. Oczywiście nie podano żadnego wyjaśnienia czemu przerwano na aż tak długo nadawanie programu radiowego. Było to tym dziwniejsze, że audycję w stereo z nagraniami muzycznymi wznowiono w programie II Polskiego Radia już w lutym 1982 r. (prezentacja dyskografii zespołu Electric Light Orchestra).

Obecnie taki opis jaki zrobił K. Majewski o zespole Led Zeppelin w „Razem” z 1979 r. nie jest żadną atrakcja, bo podobne, a najczęściej lepsze eseje znaleźć można w Internecie, np. w Wikipedii, a także w całym szeregu różnego rodzaju publikacji o tym zespole, w tym w wielu książkach wydanych w Polsce. Najważniejszymi z nich są:

Dave Lewis – “Led Zeppelin. Hołd”, Britannica Press. Bratislava, 1992
- głównie album z niezliczona ilością mniej lub bardziej znanych fotografii, ale także opisy wszystkich wydanych płyt i utworów spoza głównej dyskografii
Stephen Davis – “Młot Bogów. Saga Led Zeppelin”, In Rock, Poznan, 1997
- słynna skandalizująca monografia grupy skupiająca się na różnych aferach z nią związanych, ale opisująca tez okoliczności powstania poszczególnych płyt
Mick Wall – „Led Zeppelin. Kiedy giganci chodzili po ziemi”, Kagra, Poznań, 2008
- najbardziej wiarygodna z polskich monografii zespołu, ładnie wydana i opisująca w równym stopniu muzykę grupy co okultystyczne zainteresowania jej lidera Jimi Page’a
Brad Tolinski – „Światło i cień: Jimmy Page w rozmowach”, Wrocław, Bukowy Las, 2012
- szereg wywiadów z liderem grupy Jimi Pag’em.

Po 1989 r. ukazało się także szereg monografii zespołu w polskiej prasie muzycznej. Pierwsza i najważniejsza z nich ukazała się w nr 2 z 1992 r. miesięcznika „Teraz Rock” założonego i kierowanego przez Wiesława Weissa nazywanego Profesorem Rockiem (z racji ogromnej wiedzy o muzyce rockowej, a także z powodu autorstwa polskich encyklopedii rocka jakie napisał). Potem wkładkę tę powtórzono i poszerzono w mutacji tego magazynu występującej pod nazwą „Teraz Rock nr 5 z 2003 r. Temat Led Zeppelin na łamach polskiej prasy podsumowała redakcja miesięcznika „Teraz Rock” w wydanym zeszycie specjalnym „Teraz Rock. Po całości” nr 6 z 4 2009 r.

Monografia zespołu autorstwa Jana Skaradzińskiego ukazała się także w nr 7 z 1990 r. krótko istniejącego miesięcznika „Rock’n’Roll”. Było to pismo wydawane tylko w okresie 1990-1991 i wyrosłe z dawnej redakcji miesięcznika „Non Stop”. Gdyby przetrwało próbę czasu, byłoby to pismo, które mogło z powodzeniem konkurować z miesięcznikiem „Tylko Rock”, ale jego wydawca nie był dość racjonalny, przewidujący i zapobiegliwy.

Jak jednak widać najwcześniej wydana z tych książek ukazała się w naszym kraju dopiero trzy lata po obaleniu w Polsce komunizmu w 1989 r. W okresie PRL wydanie tego rodzaju monografii muzycznych było praktycznie niemożliwe, gdyż partia komunistyczna czuwała, aby papieru starczyło głownie na wydawanie książek klasyków marksizmu i leninizmu.

Nawiązując to faktu istnienia w 1979 r. w polskiej prasie muzycznej tylko jednego, wspomnianego przez mnie już tekstu W. Królikowskiego, tekstu o zespole Led Zeppelin, ukazanie się kolorowego plakatu i opisu tego zespołu w magazynie „Razem” w tymże roku autorstwa K. Majewskiego było wówczas wielkim wydarzeniem. Plakat ten dawał fanom z Polski poczucie współuczestniczenia w zachodniej kulturze muzycznej. Jak bardzo to współuczestniczenie było wówczas iluzoryczne pokazał stan wojenny i bieda okresu lat 80.

W latach 80. w „Razem” ukazały się jeszcze dwa plakaty tej grupy – dużo gorsze niż ten opublikowany w 1979 r.. Ich reprodukcje i krótkie opisy zmieszczę w najbliższym czasie.

sobota, 27 października 2018

Muzykalia '79 - artykuł w czasopiśmie "Razem" z XII 1979 r.



Co to były „Muzykalia ‘79”?

„Muzykalia” to była rubryka w tygodniku „Razem” istniejąca w latach 70. XX w. poświęcona muzyce popularnej. Przygotowywało ją wielu autorów, jednym z nich był znany w tamtych czasach dziennikarz muzyczny Karol Majewski (dzisiaj głównie znany z produkcji wybornych nalewek). Wzorem świata zachodniego rubrykę „Muzykalia” poświęcano w końcu roku na tworzenie różnego rodzaju zestawień dotyczących muzyki popularnej.

W związku z tym, że w Polsce tego okresu nie było innych kolorowych gazet poświęconych muzyce, w rubryce tej przedstawiono nie tylko wykonawców rockowych, ale także innych przedstawicieli muzyki popularnej: uwielbianego w tym czasie disco, ale także raggae, punku, muzyki elektronicznej i jazzu – ten ostatni gatunek był szczególnie bliski Karolowi Majewskiemu.

Porównując przygotowane przez niego zestawienie, w dużej części uwzględniające różnego rodzaju ankiety i sugestie ze strony czytelników tygodnika „Razem”, możemy zauważyć pewną anachroniczność ówczesnych polskich gustów z tym co preferowane było w krajach Zachodu.

W muzyce rockowej widzimy tutaj dużą reprezentację progresywnego rocka, który w tym czasie uważany był przez media głównego nurtu na Zachodzie za muzykę niepożądaną z powodu jej pompatyczności i oderwania od realiów młodego pokolenia. Jednak media w PRL widziały w punk rocku i new wave wszystko, oprócz muzyki i nie traktowały jej w tym czasie poważnie. W artykułach i relacjach podkreślano, że wyrosły one z kryzysu świata kapitalistycznego i są bardziej ruchem socjologicznym niż muzyką godną uwagi.

Co opisywano w "Muzykalia '79"

Od tego zapatrywania nie odstawała także redakcja muzyczna „Razem”, stąd w „Muzykaliach ‘79” dość dużo miejsca poświęcono na opis albumów reprezentujących styl progresywnego rocka jakie ukazały się w 1979 r. Należały do niech: „Wet Dream” Richarda Wrighta, „Danger Money” (bez publikacji okładki), „Live. Night After Night” grupy UK oraz “I Can See Your House from Here” zespołu Camel.

Do tego nurtu przynależały także opisywane tutaj dwa albumy solowe członków zespołu Genesis: „Acourious Feeling” klawiszowa tej grupy Tony Banksa, chyba najbardziej udana płyta w jego solowej karierze, a także „Spectral Mornings” gitarzysty Steve’a Hacketta.

Inne płyty z tego nurtu których okładki reprodukowano ale bez opisu to m.in.: „Incantations” Mike’a Oldfielda, podwójny koncertowy album „Live Herald” Streve’a Hillage’a (przez długie lata nie mogłem zidentyfikować tej okładki), „Monolith” zespołu Kansas, „Angels Station” grupy Manfred Mann’s Earth Band i „Pieces of Eight” zespołu Styx.

Jako ciekawostkę warto podać, że w opisie znalazł się też podwójny koncertowy, faktycznie bardzo dobry, album grupy Kansas pt. „Two For The Show”, ale zabrakło reprodukcji okładki jego płyty.

Nie zabrakło też płyt klasyków hard rocka lat 70. reprezentowanych m.in. przez grupy: Led Zeppelin – „In Through the Out Door” i UFO – „Strangers in the Night”. Pierwsza z nich była zarazem ostatnią płytą Led Zeppelin, przeważnie dość źle ocenianą z powodu zmiękczenia brzmienia, a druga była zestawem nagrań koncertowych podsumowujących najbardziej twórczy okres w historii UFO i słusznie uważana jest za jedną z najlepszych płyt koncertowych w historii rocka w ogóle. Znalazła się tutaj także reprodukcja okładki nie najlepszej płyty „Mirrors” zapomnianej już obecnie grupy Blue Öyster Cult (a bardzo przeze mnie cenionej).

Klasykę rocka reprezentowały w tym zestawieniu m.in. albumy „Jazz” grupy Queen (co było nieco dziwne, bo płyta ukazała się w 1978 r.), „Slow Train Doming” Boba Dylana i „Recent Sons” Leonarda Cohena. W przypadku każdego z tych wykonawców były to płyty będące pewnym przełomem, albo go zaczynające było tak o Dylana i Cohena.

W wypadku zespołu Queen nastąpiło tutaj pożegnanie z jego bardziej hard rockowym stylem lat 70. Na następnej płycie, „The Game” z 1980 r., po raz pierwszy wprowadził on do brzmienia syntezatory zmieniając swą muzykę na bardziej plastikową i komercyjną, co umożliwiło mu stanie się w latach 80. gwiazdę muzyki pop-rockowej.
Do tej grupy należy zaliczyć także album Roda Stewarta „Blondes Have More Fun” z 1978 r., którego okładka także zasłużyła na reprodukcję, ale bez komentarza.

Nowe brzmienia reprezentowały następujący wykonawcy: Patti Smith – „Wave”, „The Raven” – The Stranglers, Dire Straits – „Communiqué”, The Knack – „Get The Knack” – ten ostatni nawet obecnie jest w Polsce dość słabo znany. W tekście znalazła się jeszcze wzmianka o albumie „Reggatta de Blanc” zespołu The Police, ale bez publikacji jego okładki. Biorąc pod uwagę mnogość i znaczenie wydanych wówczas na Zachodzie płyt z nowymi stylami muzyki, np. new wave, czy post-punk i innych staje się oczywiste, że ówcześni dziennikarze muzyczni w Polsce nie mieli zbyt wielkiego pojęcia wielkich zmianach jakie dokonały się muzyce rockowej w USA i Wielkiej Brytanii w końcu lat 70. Oczywiście głównym powodem tego była izolacja Polski i brak funduszy na zakup najnowszych płyt i wydawnictw na temat muzyki popularnej przez dziennikarzy muzycznych w kraju.

Klasyczną muzykę elektroniczną reprezentowały w tym zestawieniu: Isao Tomita – „The Bermuda Triangle” (płyta ta praktycznie do dzisiaj jest bardzo ciężko dostępna na CD – istnieje tylko japońskie wydanie, bardzo rzadkie i dość drogie), Tangerine Dream – „Force Majeure” (ostatnia w całości dobra płyta studyjna tej grupy), Jean Michell Jarre – „Equinoxe” (znowu – nie wiedzieć czemu umieszczono tutaj płytę z 1978 r.), Vangelis – „China” (niby wizja Chin, a faktycznie prorocza wizja świata zdominowanego przez Kraj Środka). Udostępniono tutaj aż dwie płyty Klausa Schulze – „Diuna” i „X” przy czym ta druga została wydana rok wcześniej więc nie powinna była się znaleźć w tym zestawieniu. Podwójny album „X” jest uważany przez znawców za najlepsza płytę studyjną w karierze tego niemieckiego muzyka, ale także jedną z najlepszych w historii całego elektronicznego rocka ze szkoły berlińskiej. Całkowicie zgadzam się z tą opinia, a muzyczne wizerunki wybranych przez Schulzego postaci historycznych robią piorunujące wrażenie, kto choć raz ich posłuchał.

Spośród innych wydawnictw wydanych w tymże roku opisano także następujące albumy: „Discovery” – Electric Light Orchestra (wzmianka bez entuzjazmu z powodu koneksji stylu tej płyty z muzyką disco), „Brekfast In America” – Supertramp, „The Long Run” – The Eagles. Ze swej strony dodam, że nagranie „Don’t Bring Me Now” grupy ELO z albumu „Discovery” także w Polsce było wówczas wielkim przebojem, a wszyscy moi koledzy, dysponujący nowoczesnymi w tamtym czasie przenośnymi magnetofonami, mieli je obowiązkowo w swym repertuarze, w celu podrywania panienek.

Spośród płyt przynależnych do stylu szeroko rozumianego pop (w tym skomercjalizowanego soul), a wówczas praktycznie do muzyki disco Autor wyróżnił następujące płyty: „Voluze-Vous” – ABBA, „I’m” – Earth Wind & Fire, „Off The Wall” – Michael Jackson, „Spiritus Heaven Flown” – Bee Gees, „Oceans Of Fantasy” – Boney M. (jedyna reprodukcja okładki z tego stylu). Bony M. było w Polsce tego czasu muzycznym bożyszczem, stąd nie przypadkowo zespół ten zaproszono na festiwal w Sopocie.

Spośród płyt jazzowych, najbliższych autorowi, wskazano tutaj na następujące płyty: klasyka big bankowego jazzu Gila Evansa – „At The rogal Festiwal Hall London 1978”, awangardowego saksofonisty Antony Braxtona – „Braxton”, skrzypka jazzowego Leroy Jenkinsa – „Space Minds, New Worlds, Survival of America” oraz saksofonisty Sam Riversa – „Waves”. Okładki wszystkich trzech płyt zostały tutaj zreprodukowane.

Ponadto zreprodukowano tutaj dodatkowo bez opisów okładki dwóch płyt zespołu Oregon - „Violin” i „Out Of The Woods”, album “Lenox Avenue Breakdown” saksofonisty Arthura Blytha, a także albumy jazzowe wydane wcześniej: “Columbia & Jazz Fusion” (1978 r.) Charlesa Minusa, „For Trio” (1978) Anthony Braxtona oraz okładkę albumu „Nonach: z 1976 r. amerykańskiego kompozytora jazzowego i saksofonisty Roscoe Mitchella na co dzień członka grupy Art Ensemble of Chicago, a także okładkę płyty „Point Of No Return” z 1977 r. amerykańskiego zespołu jazzowego World Saxophone Quartet. Na osobną wzmiankę zasługuje też reprodukcja okładki jazz-rockowego zespołu Passport i płyty „Garden Of Eden” znanego obecnie tylko największym fanatykom stylu fusion.

Listę wykonawców jazzowych zamykają reprodukcje następujących okładek: „Irakere” (1979 r.) kubańskiej grupy Irakere, a także podwójnego albumu „Childeren Of Sanches” (1978) bardzo popularnego wówczas na świecie trębacza Chucka Mangione.

Na uwagę zasłużyły też dwa albumy w stylu reggae: Bob Marley – „Survival”, Linton Kwesi Johnson – „Force Of Victory” (jednak bez reprodukcji okładek). Natomiast bez komentarza zreprodukowano za to okładkę podwójnego albumu koncertowego „Babylon By Bus” grupy Bob Marley & The Wailers wydanego w 1978 r.

Wśród płyt bluesowych wyróżniono: niezbyt udany „Take It Home” (1979) BB. Kinga, a także dwa koncertowe albumy: „Muddy "Mississippi" Waters – Live” (1979) Muddy Watersa oraz Johna Lee Hookera „The Cream” z 1978 r. Do grupy wykonawców bluesowych Autor zaliczył tutaj grający jazz-funk zespół The Crusaders i album „Street Life” (1979). Żadna z tych płyt nie miała reprodukowanej okładki, wówczas i obecnie są raczej rzadkie i trudno dostępne. W tamtym czasie, czyli pod koniec lat 70. trudność potęgował też fakt, że blues był w dekadzie lat 70. w odwrocie i wydawało się że umrze śmiercią naturalną – tak jak to często prorokowano niejednokrotnie muzyce rockowej.

Zakończenie

Trudno się dziwić Karolowi Majewskiemu i redakcji „Razem”, że wiele z omówionych tutaj płyt pozbawiono kolorowych reprodukcji okładek. W owych mrocznych czasach PRL każda z tych płyt kosztowała co najmniej połowę miesięcznej pensji przeciętnie zarabiającego Polaka i praktycznie była dla niego nieosiągalna finansowo. Płyty te były trudne do dostania także fizycznie, bo trzeba je było sprowadzić prywatnym importem z zagranicy, a to nie było łatwe. Okładki tych płyt, które w celach reprodukcji z pewnością z wielkim trudem zdobyto, tym większe uznanie dla autora i redakcji.

Aby jednak obraz opisu ówczesnego rynku muzycznego był bardziej pełny, zwłaszcza w zakresie muzyki rockowej, poniżej przytoczę kilka zestawień płyt uznanych za najlepsze w 1979 r. przez anglosaskich dziennikarzy. Jedne pochodzą z epoki, inne zestawiono współcześnie. Już na pierwszy rzut oka widać jak bardzo różnią się te zestawienia z tym co omawiano i reprodukowano w tygodniku „Razem”.

W zasadzie większość tego co jest dzisiaj powszechnie uznane za największe osiągnięcia rocka 1979 r. nie została uwzględniona w „Muzykaliach ‘79”. Musimy być jednak wyrozumiali dla naszego tygodnika, bo też mało Kto umie przewidzieć bieg muzyki i docenić znaczenie młodych wykonawców dla rozwoju muzyki popularnej, zanim sami staną się jej legendami.

Według dziennikarzy brytyjskiego pisma “New Musical Express” najlepszymi płytami roku 1979 (Albums Of The Year And End Of Year Critic Lists) były (pierwsze 10 płyt):

1.      Fear Of Music - Talking Heads
2.      Metal Box - Public Image Ltd.
3.      Unknown Pleasures - Joy Division
4.      Setting Sons - The Jam
5.      Entertainment - Gang Of Four
6.      Armed Forces - Elvis Costello
7.      Do It Yourself - Ian Dury
8.      London Calling - The Clash
9.      Squeezing Out The Sparks - Graham Parker
10.    The Specials - The Specials

Albumami nr 1 danego miesiąca na liście amerykańskiego pisma branżowego “Billboard” w 1979 r. było 10 następujących albumów (w kolejności miesięcy i ukazania się płyt):

1.      Barbara Streisand - Barbra Streisand's Greatest Hits Vol. 2
2.      Billy Joel - 52nd Street
3.      Blues Brothers - Briefcase Full of Blues
4.      Rod Stewart - Blondes Have More Fun
5.      Bee Gees - Spirits Having Flown
6.      Doobie Brothers - Minute by Minute
7.      Donna Summer – Bad Girls
8.      Supertramp - Breakfast in America
9.      Donna Summer - Bad Girls
10.    The Knack - Get the Knack

Według użytkowników portalu rateyourmusic.com 10 najlepszymi płytami roku 1979 były (wybrano głównie muzykę pop i rock):

1.      Joy Division - Unknown Pleasures
2.      The Clash - London Calling
3.      Pink Floyd - The Wall
4.      Neil Young & Crazy Horse  - Rust Never Sleeps
5.      Talking Heads  - Fear of Music
6.      Gang of Four  - Entertainment!
7.      Neil Young & Crazy Horse - Live Rust
8.      Judas Priest - Unleashed in the East: Live in Japan
9.      Unleashed in the East: Live in Japan
10.    The Ramones - It's Alive