poniedziałek, 16 września 2019

Robert Fripp – inny rock, artykuł w magazynie „Razem” z 1982 r.


Brytyjski gitarzysta i kompozytor Robert Fripp (w tym roku skończył 70 lat) jest jedną z ikon muzyki rockowej, oczywiście tej bardziej ambitnej. Przede wszystkim znany jest jako lider grupy King Crimson, ale jego dorobek obejmuje też wiele solowych albumów lub nagranych we współpracy z innymi wybitnymi muzykami.

Na początku lat 80., czyli w Polsce końcowego okresu PRL jego osoba i dorobek nie były jednak powszechnie znane. wynikało to z trudności w dostępie do zachodnich płyt i ogólnie dość miernego poziomu świadomości muzycznej w społeczeństwie. Publikowany tutaj artykuł Cezarego Gumińskiego był więc wyjątkowo wartościowy, bo przybliżał polskiemu rock fanowi tę postać.

Opisano tutaj wszystkie solowe płyty Roberta Frippa z lat 70 i początku 80., a narrację całości doprowadzono do albumu „Beat” (1982 r.) reaktywowanego King Crimson. Pamiętam jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie opisana tutaj technika frippertronics, czyli zapętlonej taśmy magnetofonowej do uzyskania nowych brzmień.

W połączeniu z grupowymi improwizacjami zdolnych muzyków stworzyła ona nową wartość w tradycyjnym rockowym brzemieniu. Twórczość Frippa na pewno była jednym z tych elementów w rozwoju gatunku, dzięki któremu muzyka rockowa stała się sztuką muzyczną równoprawna z innymi ambitnymi przedsięwzięciami muzycznymi z kręgu muzyki jazzowej czy klasycznej.

Robert Fripp jawi się przede wszystkim jako wizjoner poszukujących nowych technik gry na gitarze i nowych form wyrazu w kompozycjach, a więc jako muzyk poszukujący, awangardowy i nowatorski, ale także wymagający – dla siebie i innych. Specyficzny styl bycia i nagle niespodziewane wolty artystyczne nie zawsze były zrozumiałe dla jego współtowarzyszy w grupach, które tworzył. Ale nigdy nie były to przypadkowe zmiany. Na tym właśnie polega wizjonerstwo jakiegoś artysty, że nie gra ciągle tego samego, a wciąż poszukuje nowych form i treści.

Najlepszym dowodem ponadczasowej wartości jego muzyki jest fakt, że nawet po latach nagrane przez niego solowe albumy np. „Exposure” (1979), czy w duecie np. „No Pussyfooting” (1973 r.) razem z Brianem Eno, nie tylko nie straciły swego nowatorskiego brzmienia, ale nadal są wyznacznikiem dalszych poszukiwań dla innych koryfeuszy awangardy.

Album „Exposure” Roberta Frippa usłyszałem po raz pierwszy w życiu w audycji „Minimax” 4 VI 1980 r. Pamiętam, że po jego nagraniu i przesłuchaniu – byłem w szoku. Ale pomimo tego, że nie byłem wówczas przygotowany do odbioru tak trudnej muzyki, to jednak „wewnętrzne coś” kazało mi ciągle go słuchać, aby poznać zamysł jego twórcy. W ten sposób stałem się jego zagorzałym miłośnikiem.

Oczywiście mówimy o analogowej wersji tego albumu wydanej na winylu. Pierwsza wersja kompaktowa miała zmienione utwory i brzmienie – też byłem w szoku, ale z innego powodu. O tym osobno napisze kiedyś przy okazji omówienia albumu „Exposure”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz